Dostałam zaproszenie na zjazd klasowy. Nie chciałam iść. Po co wracać do ludzi, z którymi łączyło mnie tylko kilka lat dzieciństwa i wspólne zdjęcia ze szkolnej ławki? Ale potem zobaczyłam na liście nazwisk jego imię. I coś we mnie drgnęło.

Marek. Chłopak z ostatniej ławki, który kiedyś dał mi wiersz napisany na marginesie zeszytu i uśmiechał się tylko oczami.

Minęło ponad trzydzieści pięć lat, a ja wciąż pamiętałam, jak wyglądał w tej niebieskiej koszuli i jak pachniały kartki, które mi podsuwał, udając, że to przypadek.

Zjazd był w piątek wieczorem, w restauracji przy rynku. Włożyłam sukienkę, którą zwykle noszę na rodzinne okazje, i cicho liczyłam, że się nie ośmieszę. W głowie miałam tysiące scenariuszy – co jeśli go nie będzie? A co jeśli będzie, ale mnie nie pozna?

Weszłam i zobaczyłam go niemal od razu. Stał przy drzwiach, rozmawiał z kimś, trzymając kieliszek wina. Miał siwe włosy, zmarszczki wokół oczu, ale uśmiech ten sam. Kiedy spojrzał na mnie, zamarłam. A potem powiedział tylko jedno słowo:

– Ela?

Podeszłam. Serce waliło mi jak wtedy, gdy zaprosił mnie na lodowisko i trzymał za rękę pierwszy raz. Nie widzieliśmy się od ósmej klasy, nie mieliśmy żadnego kontaktu przez dekady. A jednak w tej jednej chwili wróciło wszystko. Lato z oranżadą, długie listy pisane długopisem żelowym, ten pocałunek pod salą gimnastyczną, którego nikt nie miał widzieć.

– Jak to możliwe, że nie zmieniłaś się w ogóle? – zapytał. – Tylko oczy masz trochę smutniejsze.

Nie umiałam odpowiedzieć. Cały wieczór spędziliśmy razem. Rozmawialiśmy, jakby czas się zatrzymał. O tym, co się wydarzyło w naszych życiach. O jego żonie, która zmarła pięć lat temu na raka. O moim mężu, który zostawił mnie po 30 latach, mówiąc, że "chce jeszcze czegoś spróbować”. O dzieciach, wnukach, zmęczeniu i ciszy po powrotach do pustych domów.

– Nigdy nie napisałem tego wiersza do nikogo innego – powiedział cicho, gdy wychodziliśmy na balkon, by zaczerpnąć powietrza.

Spojrzałam na niego i nagle poczułam, że przez całe życie czekałam właśnie na tę rozmowę. Na to jedno zdanie. Na to spojrzenie.

Zjazd skończył się przed północą. Pomógł mi założyć płaszcz. Powiedział, że odprowadzi mnie do samochodu. Po drodze zapadła cisza, ale nie była niezręczna. Była pełna znaczenia. Pod drzwiami zapytał:

– Czy możemy się jeszcze zobaczyć?

Wahałam się. Bo przecież nie jesteśmy już tymi dziećmi ze szkolnej ławki. Bo życie to nie bajka, w której wystarczy jedno spotkanie, by wszystko się naprawiło. Bo mamy swoje blizny, swoje zmęczenie, swoje wątpliwości.

Ale odpowiedziałam:

– Tak. Możemy.

Od tamtej pory spotykamy się regularnie. Najpierw raz na tydzień - krótka kawa, wspólny spacer, rozmowa o wszystkim i o niczym. Potem częściej. Marek zaczął przywozić mi rano świeże bułki z piekarni. Ja piekłam dla niego sernik według przepisu mojej mamy. Któregoś dnia, kiedy się przeziębił, przyszłam z termosikiem rosołu. On uśmiechnął się i powiedział: "Chyba znów mam dziewczynę”.

Śmialiśmy się, ale w środku coś we mnie miękło. Nie czułam się "znów zakochana”, to nie było jak grom z jasnego nieba. To było raczej ciepło, które rozlewa się powoli, od środka. Takie uczucie, że ktoś cię widzi. Słucha. Pamięta twoje ulubione ciastko i przynosi je bez pytania. Że możesz być zmęczona, milcząca, smutna - i nie musisz tego tłumaczyć.

Po kilku miesiącach, kiedy siedzieliśmy razem na ławce w parku, zapytał:
– Jak myślisz, czy można jeszcze coś zacząć w tym wieku?
Popatrzyłam mu w oczy i odpowiedziałam:
– Nie wiem, ale my już zaczęliśmy.

Nie wiem, dokąd nas to zaprowadzi. Nie wyobrażam sobie teraz nagłych decyzji, ślubów, przeprowadzek. Ale wiem jedno: nie jestem już sama. Ktoś o mnie myśli. Czeka na moje wiadomości. Pyta, czy bezpiecznie wróciłam do domu. Przytula mnie na pożegnanie i nie mówi "pa”, tylko "do jutra”.

Czasem miłość nie wygląda tak, jak w filmach. Nie jest burzliwa, dramatyczna, pełna fajerwerków. Czasem jest cicha, cierpliwa i dojrzewa długo, jak dobre wino. Ale jest. I ma smak, którego wcześniej nie znałam - smak spokoju, uważności i wzajemnego szacunku.

I choć oboje wiemy, że mamy za sobą więcej niż przed sobą - nikt z nas nie chce już marnować ani chwili. Bo teraz wiemy, jak bardzo te chwile są cenne. var adsinserter = adsinserter || {}; adsinserter.tags = ['fulladsnew'];