Lato to czas na komary, muchy, meszki... Listę można ciągnąć w nieskończoność. Ochrona przed ich ugryzieniami to sprawa priorytetowa.
W sprzedaży, oczywiście, jest mnóstwo rzeczy. Jednak niestety wszystkie oparte są na chemii. Dostają się na nasze ręce, którymi potem jemy w lesie, czy w domku letniskowym — no nie za ciekawie. A oblewanie się codziennie chemią, też nie jest za dobre.
Dodatkowo w ostatnich latach pojawiły się u nas szkodliwe meszki, które nie tylko gryzą, ale też wygryzają kawałek skóry! Miejsce ugryzienia puchnie, boli i czasami powstają zapalenia.
Jak za dawnych czasów ludzie uciekali przed irytującymi, krwiożerczymi owadami? Znam dwa sposoby. Więc postanowiłam przetestować je na sobie.
1 sposób
Liście czeremchy Zauważyłam, że pod czeremchą nie ma praktycznie komarów. Zaczęliśmy więc stawiać wieczorny stolik do herbaty pod naszymi czeremchami.
Wzięłam kilka liści czeremchy, zmiękczyłam je w dłoniach i pocierałam o otwarte części ciała.
Wyszło nieźle. Ciało nabrało subtelnego zapachu moreli lub migdałów.
I co najważniejsze, komary zaczęły mnie ignorować. I to było piękne! Nie wiem, czy ta metoda działa z innymi odmianami czeremchy, u nas jest tylko ta zwyczajna. Jednak to jest bardziej sposób na wędrówki, bo rzadko można zobaczyć czeremchy na ogródku, a w lasach jest ich bardzo dużo.
2 sposób
Jest jeszcze jeden bardzo stary sposób. Jest to dziegieć, zmieszany z chudym olejem (chudy to dowolny olej roślinny). Na jedną część dziegciu dodaj 20 części oleju. Wszystko wstrząśnij i nakładaj na skórę.
Pamiętaj, że olej ciężko i wolno się wchłania. Skóra pozostaje lepka. A do tego dochodzi jeszcze dziegieć. Jeśli nie jesteś przyzwyczajony do takich zapachów, to może być ciężko! Więc zamieniłam olej roślinny na krem do rąk.
Główne zdjęcie: google.com