Kobieta spędziła osiem lat na ulicy w plastikowym worku na śmieci, a wraz z nią - jej sześć psów. Mimo tragicznej sytuacji próbowała zająć się swoimi przyjaciółmi. Ta historia dosłownie łamie serca.
Często piszemy o lojalności psów, ich wdzięczności i wielkim sercu. Ale oto przypadek, kiedy ludzkie oddanie czworonożnym przyjaciołom było po prostu niesamowite. 65-letnia kobieta od ośmiu lat mieszka na ulicach Tijuany w Meksyku. W zimne noce chowała się do dużego worka na śmieci, żeby nie zamarznąć. Miała tylko sześciu przyjaciół z ogonami.
Kobieta, zwana przez miejscowych po prostu Jole, zawsze opiekowała się swoimi psami, karmiła je i leczyła ze swoich skromnych funduszy. W nocy ogrzewali się nawzajem, skuleni w ciasny kłębek. Jak na bezpańskie zwierzęta psy tej kobiety były naprawdę zadbane. Nie rozstawali się ani na jeden dzień, a gdziekolwiek pojawiała się Jole, towarzyszyła jej ogoniasta świta.
Kiedy policja przyszła po kobietę - aby pomóc - Jole odmówiła pójścia z nimi. Kobiecie zaproponowano miejsce w schronisku, ale odmówiła opuszczenia swojego plastikowego „domu”. W końcu nie będzie mogła zabrać ze sobą psów do schroniska! Jak mogły bez niej żyć na ulicach same - zwłaszcza, że jeden z nich miał urodzić. Przyszła mama nie mogła być w żaden sposób pozostawiona bez opieki.
„Nie chcę jechać, nie potrzebuję pomocy, dobrze się tu czuję” - zapewniła policję kobieta.
W końcu kobietom z policji udało się przekonać Jolę, by znalazła schronienie na noc: w nocy spodziewano się mrozów, a ona mogłaby zostać zraniona. Najprawdopodobniej kobieta spędziła noc ze swoim synem, ale następnego dnia znów była na ulicy. Historia Jole została opowiedziana w wiadomościach, a zdjęcia z jej rozmowy z policją stały się wirusowe w mediach społecznościowych. Ale nikt nie przyszedł jej pomóc. Nikt oprócz młodej kobiety o imieniu Alejandra Cordova Castro.
Ona rozumiała, że nie może całkowicie zmienić życia patronki psów. Ale Alejandra postanowiła zrobić, co w jej mocy. Kupiła koce, ciepłe skarpety, karmę dla psów i jedzenie dla kobiety, zgrzewkę małych butelek wody - wszystko, czego może potrzebować osoba zmuszona do życia na ulicy. Podzieliła się swoją historią w mediach społecznościowych: nie po to, by chwalić się i zdobywać aprobatę opinii publicznej, ale pokazać, jak niewiele trzeba, by pomóc komuś w potrzebie.
„Powiedziała „dziękuję” tyle razy, że rozpłakałam się” - powiedziała Alejandra.
Alejandra pomogła Joli przenieść się do schroniska, które kosztuje tylko 50 peso dziennie. Warunki są tam straszne: to tylko namioty na gołej glinianej podłodze w nieszczelnej stodole. Ale przynajmniej tam Jole nie musi być oddzielona od swojej futrzanej rodziny. Mimo strasznych warunków, w jakich kobieta spędziła ostatnie osiem lat, ma naprawdę wielkie serce. Alejandra uważa, że najlepszą rzeczą, jaką można zrobić dla joli, jest pomóc jej stanąć na nogi i otworzyć schronisko, aby mogła uratować jeszcze więcej bezpańskich zwierząt.
Główne zdjęcie: google.com