Justin Scott z Kalifornii pracuje z żoną Sarą w karetce. Pewnego dnia, będąc w pracy, pod numer 911 zadzwonił człowiek, który desperacko potrzebował pomocy. Okazało się, że był to jeden z najlepszych przyjaciół Justina. Mężczyzna natychmiast wyruszył na pomoc, ale nie udało mu się uratować przyjaciela.
Tragedia nie była łatwa do przeżycia. Justin nie mógł pogodzić się ze śmiercią przyjaciela i obwiniał się za to, że go nie uratował. Stopniowo zaczął popadać w depresję i w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że nie poradzi sobie bez pomocy.
Postanowiono adoptować psa, który może wyleczyć rany psychiczne mężczyzny i przywrócić go do normalnego życia. Justin i Sarah chodzili po wszystkich lokalnych schroniskach, aż przypadkowo natknęli się na parkingu na kundelka o krótkich uszach o imieniu Shelby. W chwili, gdy zabawny pies spojrzał na Justina, mężczyzna zdał sobie sprawę, że znalazł prawdziwego przyjaciela.
„Spojrzałem Shelby prosto w oczy i powiedziałem:„ Uratowałem cię, teraz ty uratuj mnie ”- wspomina Justin. - I właśnie to zrobiła, wyciągnęła mnie z piekła.
Od tego dnia sunia Shelby stała się integralną częścią rodziny. Towarzyszyła właścicielowi wszędzie - podczas wycieczek też zawsze była obok. Kiedy rodzina wybrała się na kemping w góry w Dzień Niepodległości, postanowiono zabrać ze sobą Shelby.
Wszyscy byli w dobrym nastroju nie mogąc się doczekać weekendu, nie wiedząc jeszcze, że wyjazd zamieni się w prawdziwy koszmar. Gdy tylko podróżnicy dotarli na miejsce, Shelby przestraszyła się czegoś, zerwała się ze smyczy i pobiegła do lasu. Justin dobrze znał ten obszar - nieprzenikniony las, strome zbocza i klify nie wróżyły dobrze. Mężczyzna postanowił poszukać zwierzaka, zanim sunia nie wpadła w kłopoty.
Aż do zmroku wędrował przez las, wykrzykując imię psa, ale potem został zmuszony do powrotu do obozu. Na noc Justin zastawił pułapki z jedzeniem w nadziei, że zapach zwabi zagubioną sunię. Ale Shelby nie wróciła, natomiast kilka niedźwiedzi odwiedziło obóz. Justin wiedział, że jego zwierzak nie poradzi sobie z tymi niebezpiecznymi drapieżnikami i rano postanowił kontynuować poszukiwania.
Nigdzie nie było psa. Minęło trzynaście dni, ale nie było ani jednego śladu, który doprowadziłby Justina do zwierzaka. Nie wiedział nawet, czy żyje.
„Shelby”, napisał Justin na Facebooku, „zawsze byłaś obok, ratując mnie od kłopotów. Znajdziemy Cię! Nigdy się nie poddamy! Uratowałem cię raz i znowu cię ocalę. "
Po powrocie do domu para zwróciła się do organizacji non-profit, która szuka zaginionych zwierząt. Jej dyrektorka, Bebs Fry, osobiście szukała Shelby jeżdżąc samochodem, wysyłała wskazówki i pytała lokalnych mieszkańców, poruszona historią Justina. Dzień później udało jej się zdobyć pierwszą ważną informację: psa widziano pięć kilometrów od obozu.
Pracownicy organizacji natychmiast zaczęli przeczesywać teren i zastawiać pułapki z jedzeniem i wodą. Ale to nie pomogło - dni mijały, a pies się nie pojawił.
Pewnego razu zadzwonił telefon: ktoś zauważył Shelby bardzo blisko domu. Bebs rzuciła się, by sprawdzić pułapki, i znalazła w jednej z nich psa! Kundel był cały i zdrowy, tylko trochę chudszy i bardzo brudny.
Wkrótce „zgubiony” psiak wrócił do domu. Długo oczekiwane spotkanie okazało się bardzo wzruszające - nikt nie mógł powstrzymać łez. Rodzina szukała zwierzaka przez 28 dni i teraz nie mogli się nacieszyć. Wyglądało to w ten sposób:
Source: facebook.com
Z Shelby jest teraz wszystko dobrze. Justin niestrudzenie dziękuje losowi za swojego psa – i za to, że sunia się znalazła, gdy prawie nie było już nadziei.
Główne zdjęcie: google.com