Przeszedł całą Ziemię w 11 lat, pokonał łącznie 76 tysięcy kilometrów, zmienił 49 par butów i przemierzył 64 kraje.
W przeddzień swoich 45. urodzin Kanadyjczyk Jean Beliveau zbankrutował. Aby poradzić sobie z nękającą go depresją, Jean postanowił podróżować po całym świecie. Pieszo. Bez pieniędzy. Wyszedł z domu i ruszył w drogę. Okrążenie Ziemi zajęło mu 11 lat.
Pomysł na podróż przyszedł mu do głowy, gdy wędrował ulicą i myślał o swoich problemach finansowych. Chyba wielu z nas przychodził do głowy pomysł, że jeśli po prostu iść i nie zatrzymywać się, to można przejść cały świat i wrócić do miejsca, z którego zacząłeś. Różnica polega na tym, że Jean nie tylko o tym pomyślał, ale dokładnie to zrobił. Postanowił uciec od swoich problemów i depresji - pieszo.
W podróż dookoła świata Jean zabrał ze sobą wygodny trójkołowy wózek, namiot, śpiwór i apteczkę. Nie wziął telefonu komórkowego.
Wczesnym rankiem 18 sierpnia 2000 r., w swoje urodziny, Jean z pomocą syna wytoczył wózek na ulicę.
„Czekaliśmy do 9 rano, kiedy przyszli przyjaciele, i nikt nie mógł zrozumieć, czy był to szczęśliwy dzień, czy smutny” – mówi Jean. - Mój ojciec, moja ciężarna córka, moja żona Lucy - wszyscy tam byli. Lucy wysłała zaproszenia do reporterów, ale nikt się nie pojawił. Na początku dziesiątego Lucy powiedziała mi: „Myślę, że musisz już iść”. Przytuliliśmy się, skręciłem za róg – następnym razem zobaczyliśmy się dopiero po wielu miesiącach.”
Skręcając za róg, Jean skierował się na południe, w kierunku Stanów Zjednoczonych. Kiedy dotarł do granicy amerykańskiej, był już w takim stanie, że bał się, że zostanie pomylony z bezdomnym i nie zostanie wpuszczony do kraju.
„Nie mówiłem wtedy zbyt dobrze po angielsku”, mówi Jean, „a kiedy straż graniczna zapytała, jaki jest cel mojej wizyty w Stanach Zjednoczonych, odpowiedział:„ Idę do Meksyku i Ameryki, pieszo”. Straż graniczna milczała, a później zapytała ze współczuciem: „Może chociaż przynieść Ci wody?”.
Wchodząc do Stanów Zjednoczonych od północy, Jean dotarł do Ameryki Południowej wzdłuż wybrzeża Atlantyku, skręcił w prawo i ruszył dalej wzdłuż wybrzeża Pacyfiku. Sam przekroczył chilijską pustynię Atacama, w Argentynie skręcił w lewo i przeszedł na drugą stronę lądu. Tutaj przed Jeanem pojawiła się bariera wodna. Przejście pieszo przez Ocean Atlantycki było wyraźnie niemożliwe.
Jean był na brzegu pogrążony w myślach. I wtedy zdarzył się cud. Lokalne linie lotnicze, dowiedziawszy się o jego podróży, wręczyły mu bilet lotniczy, aby mógł przekroczyć ocean. W ten sposób Jean dotarł do Południowej Afryki i stamtąd ponownie poszedł pieszo.
Jeana nie wpuszczono do Libii i musiał iść naokoło Maroku. Następnie Jean udał się do Europy i zajrzał do Anglii. Ze względu na zimną pogodę nie odważył się iść do Rosji, a zamiast tego udał się do Indii, Chin i Korei Południowej, gdzie według niego spotkał jednych z najbardziej przyjaznych ludzi na świecie. Następnie przeszedł przez Filipiny, przez Malezję, Australię i wreszcie trafił do Nowej Zelandii, skąd wrócił do Kanady.
Jego podróż trwała 11 lat. Przez cały ten czas spotykali się z żoną raz w roku - na Boże Narodzenie.
Pomimo tego, że Jean starał się jak najlepiej oszczędzać, zabrakło mu pieniędzy już na samym początku podróży – w Ameryce Środkowej.
„Nie jestem dobry w żebraniu, ale to przyszło naturalnie” – śmieje się. „Właściwie jestem dość nieśmiały, ale okazało się, że to tylko pomaga, bo w pewnym sensie fascynuje ludzi”. Jednak ludzie zwykle sami dawali mu pieniądze i jedzenie bez żadnych próśb.
„Kiedy słyszeli, że przemierzam świat pieszo, ludzie wkładali mi do kieszeni 20 lub 50 dolarów. Oszczędzałem na wszystkim, a te pieniądze wystarczały mi na długi czas. Wiecie, w Indonezji i Afryce można zjeść świetny posiłek za 1 dolar!” - mówi Jean. Trudniej było z noclegiem. Przez cztery tysiące nocy spędzonych w drodze nie zawsze było mu łatwo znaleźć schronienie.
„Przeważnie znajdowałem miejsce do spania: szedłem 3-4 kilometry, aż znalazłem bezpieczny zakątek, gdzie mogłem rozbić namiot. Prosiłem też o wpuszczenie mnie na noc. Ale nie zawsze było to łatwe. Na przykład w Ameryce zdarzyło się, że pukałem do siedmiu domów z rzędu, aż znalazłem miejsce do spania. Czasami z powodu ciągłego chodzenia czułem się tak zmęczony, że nie mogłem się już uśmiechnąć i szczegółowo wyjaśnić ludziom, że szukam noclegu. Wtedy spałem na ulicach lub w parkach, obok bezdomnych.”
Jean obliczył, że podczas podróży przyjęło go 1600 rodzin, tyle samo nocy spędził w namiocie, resztę w straży pożarnej, na posterunkach policji, w kościołach, przytułkach dla bezdomnych, szpitalach i szkołach.
W Egipcie Jean wyleczył zęby za darmo, w Indiach otrzymał w prezencie okulary przeciwsłoneczne, a w Algierii przeszedł operację i spędził dwa tygodnie w szpitalu za darmo. Na Filipinach, podczas przekraczania niebezpiecznego odcinka na wyspie Mindanao, towarzyszyła mu cała armia trzydziestu żołnierzy, którzy razem z nim skandowali: „Chcemy pokoju”. Na chilijskiej pustyni Atacama Jean prawie został zjedzony przez kuguara. A w Afryce Południowej pozwolono mu spędzić noc w pustej celi więziennej, natomiast strażnik z porannej zmiany przez pomyłkę odmówił mu by go wypuścić.
Ale najważniejszą rzeczą, która przydarzyła się Jeanowi podczas jego podróży, nie były nawet przygody, ale zmiany, które w nim zaszły. Przez 11 lat Jean nie zarobił ani centa, a mimo to były to według niego najszczęśliwsze lata jego życia. Dziś jest pewien, że sukces materialny wcale nie jest warunkiem szczęśliwego życia.
„Nie jestem już mężczyzną, który wyrusza w drogę” – mówi Jean. - Mam taką samą osobowość, ale teraz czuję się bogatym człowiekiem. Wszyscy jesteśmy zaślepieni pieniędzmi – wokół jest tyle pułapek typu „kup to, a będziesz szczęśliwy”. Nie chcę już grać w te gry - podczas mojej podróży spotkałem wielu szczęśliwych ludzi, którzy w ogóle nie mieli pieniędzy ”.
Jean wrócił do domu do Kanady w styczniu w wieku 56 lat. Obszedł pieszo Ziemię, przebył łącznie 76 tysięcy kilometrów, zmienił 49 par butów i przemierzył 64 kraje. Jego podróż była nie tylko dookoła świata, ale także absolutnie pierwsza w jego życiu. Wcześniej Jean nigdy nie podróżował, oprócz wycieczek na Florydę.
Jean wrócił do domu, tak jak na początku podróży, bez pieniędzy. Tylko że już mu to nie przeszkadzało. „Doświadczenie i wiedza, które teraz posiadam, są o wiele cenniejsze niż pieniądze” – jest tego pewien.
Teraz Jean ma jeden cel: nie przegapić terminu, który wyznaczył mu wydawca na publikację książki o jego podróży.
Główne zdjęcie: storyfox.ru