Zbiegi okoliczności nie są przypadkowe – kiedy w zeszłym roku blogerka z Chim Dora Ngai znalazła się w przymusowej izolacji w swoim domku na Sri Lance, nie miała pojęcia, jak się sprawy potoczą. Gdy tylko dziewczyna zaczęła się nudzić, rano ogrodnik przyniósł malutkiego dzika - znalazł go przy żywopłocie.
Yesu, jak nazwano dzika, miał zaledwie kilka godzin.
Jego matka go porzuciła i nie miał szans na przeżycie. Ale Dora coś w tym zobaczyła!
Wtedy Dora nie miała pojęcia, jak to się potoczy. Przez pierwsze trzy dni wszystko było w porządku.
Mleko krowie z butelki, ciepła woda do ogrzewania.
Potem Yesu gwałtownie zachorował. Nie można było zadzwonić do weterynarza, nikt by nie przyjechał, a wszystko przez kwarantannę – powiedzieli Dorze przez telefon, że takie świnie zawsze umierają i to jest normalne. Nie jest normalne, że człowiek próbuje zaopiekować się dzikiem. Ale Dora była uparta, krowie mleko zastąpiono mieszanką dla szczeniąt, razem z chłopakiem zaczęli spać na zmianę, aby co godzinę nakarmić Yesu. Głodny dzik płakał jak dziecko - para traktowała go jako swoje prawdziwe dziecko.
W ten sposób minęły pierwsze cztery tygodnie i Yesu wyzdrowiał.
Przede wszystkim nauczono dzika higieny.
Yesu wyrósł na szczęśliwego dzika.
Jedną z obaw był kontakt z psami, ale one od razu zaakceptowały Yesu.
W rzeczywistości to psy stały się nianiami dzika.
Nawiasem mówiąc, trzy z czterech psów Dory zostały uratowane tutaj, na Sri Lance, co świadczy o charakterze dziewczyny.
Yesu dorastał posłuszny i nie psotny.
Dora i Yesu są razem szczęśliwi.
Pojawiły się wątpliwości, co dalej, ale w końcu zdecydowali, że na wolności nie ma miejsca dla Yesu. Niech z nimi zostanie!
Dora obiecuje prowadzić dziennik o przygodach Yesu.
Główne zdjęcie: lemurov.net