Mój mąż namawiał mnie na dziecko i co teraz? Każdą wolną chwilę spędza ze swoim synem z pierwszego małżeństwa, podczas gdy my z dzieckiem prawie go nie widujemy. Mój mąż mówi, że starszy syn potrzebuje go teraz bardziej, a kiedy nasz syn dorośnie, będzie spędzał z nim więcej czasu.
Kiedy poznałam Krystiana, od razu powiedział mi, że był żonaty i ma dziecko z pierwszego małżeństwa. Rozstali się z żoną, ale nadal aktywnie uczestniczy w życiu dziecka. Nie przeszkadzało mi to. Mąż jest starszy ode mnie o dziewięć lat, nic dziwnego, że był w związku małżeńskim. Cieszę się, że nie porzucił dziecka, nadal się z nim widuje i bierze czynny udział w jego wychowaniu.
To mój pierwszy poważny związek, wyszłam za mąż w wieku dwudziestu trzech lat. Nie chciałam spieszyć się z posiadaniem dzieci, zamierzałam spełnić się zawodowo, a potem zostać matką. Myślałam, że mąż mnie w tym wesprze, gdyż ma już dziecko, z którym dość często się widuje.
Przez pierwszy rok wszystko było dobrze, nie kłóciliśmy się. Trochę denerwowało mnie to, że prawie wszystkie święta mąż spędza z synem, ale jestem osobą samowystarczalną, więc znalazłam sobie hobby. Zresztą mąż też poświęcał mi dużo uwagi.
Potem zaczął mówić o tym, że małżeństwo bez dzieci to nie rodzina i że powinniśmy mieć własne dziecko. Chciałam mieć dzieci, ale nie widziałam sensu, by się z tym spieszyć. Miałam jeszcze mnóstwo czasu na urodzenie dziecka. Ale z każdym mijającym miesiącem mój mąż stawał się coraz bardziej natarczywy.
- Dlaczego wyszłaś za mąż, skoro nie byłaś gotowa na dzieci? - Mama zgadzała się z mężem. - Nie gadaj bzdur, z wiekiem trudniej jest zajść w ciąże i urodzić, a zajmowanie się dziećmi jest o wiele łatwiejsze, gdy jest się młodym i ma się na to siły. Uwierz mi, wiem o czym mówię.
Mam dwóch młodszych braci i jestem od nich o dziesięć lat starsza. Mama często mówiła, że łatwiej jej było opiekować się mną. Chociaż może to dlatego, że byłam sama, podczas gdy później mama urodziła bliźniaki.
Jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że im człowiek jest młodszy, tym ma więcej siły i energii. Osiągnęłam sukces zawodowy, więc w najbliższym czasie nie liczyłam na kolejny awans, gdyż przełożeni bali się powierzać mi ważne i długoterminowe projekty, uważając, że w każdej chwili mogę pójść na urlop macierzyński.
Rozważyłam wszystko, a potem zdecydowałam, że muszę urodzić dziecko. To z pewnością ucieszyłoby męża, a ja miałabym to już za sobą. Moja mama obiecała mi pomóc w opiece nad dzieckiem, więc mogłam wcześniej wrócić do pracy.
Szybko zaszłam w ciążę, mój mąż był szczęśliwy i nosił mnie na rękach, nie mogąc się doczekać pojawienia się naszego dziecka. Chodził ze mną na wszystkie badania lekarskie i pomagał mi we wszystkim. Ciąża przebiegała bez komplikacji, więc pracowałam prawie do samego porodu.
Wraz z pojawieniem się dziecka moje życie się zmieniło, ale życie mojego męża pozostało bez zmian. Rzadko wychodziłam z domu, co najwyżej na spacery z wózkiem i do przychodni, a mąż prawie cały wolny czas spędzał ze starszym synem.
- Dziecko jest jeszcze małe, nie potrafię zajmować się takimi maluchami. Kiedy podrośnie, to będę się z nim bawił - tłumaczył mi mąż, wymykając się z domu na kolejne spotkanie ze starszym synem.
- To oczywiste, że woli spędzać czas ze starszym synem. Mogą pograć w piłkę, porozmawiać i pójść do kina, a w domu czeka niemowlak, któremu trzeba zmieniać pieluchy - powiedziała mama, usprawiedliwiając zięcia. - Gdy dziecko podrośnie, tatuś zacznie się nim opiekować.
Uznałam, że to ma sens. Zgadzam się z tym, że jest duża różnica między dziesięcioletnim chłopcem, a 6-miesięcznym dzieckiem. Nie mogę powiedzieć, że mój mąż ignorował nasze dziecko, ale z pewnością nie poświęcał mu tyle uwagi. Pamiętałam, że mój ojciec nie chciał zajmować się swoimi synami, dopóki nie skończyli czterech lat, a potem zbudowali bliską relację.
Czas mijał, ale nic się nie zmieniało. Zrezygnowałam z urlopu macierzyńskiego, wróciłam do pracy, syn poszedł do żłobka, potem do przedszkola, a jego ojciec nadal nie poświęcał mu należytej uwagi. Jedynie pół godziny dziennie wieczorem między kolacją a snem, choć syn chciał spędzać czas z ojcem.
Dodatkowo mąż spędzał wszystkie weekendy ze starszym synem.
- Zrozum mnie - jest w takim wieku, że potrzebuje ojca. Jego matka nie może znaleźć z nim wspólnego języka. Jej mąż, dzięki Bogu, nie krzywdzi mojego syna. Tylko mi się udaje dogadać z synem. Nie chcę z niego rezygnować. Poza tym on wie, że ma młodszego brata i jest zazdrosny. Jego matka jest teraz w ciąży, ja mam nową rodzinę. Nie chcę, żeby mój syn czuł się niechciany.
Dobrze mówi, ale problem polega na tym, że teraz zarówno ja, jak i mój syn czujemy się niechciani. Po co nalegał na tym, żebym urodziła właśnie teraz, skoro ignoruje nasze dziecko? Przecież wiadomo było, że starszy syn będzie dorastał, będzie przechodził okres dojrzewania, będzie potrzebował więcej czasu i uwagi.
- Poczekaj, starszy dorośnie, będzie żył własnym życiem, a potem ojciec zwróci uwagę na młodszego - uspokaja mnie matka.
Ale wygląda to tak, jakby mój mąż miał zacząć opiekować się naszym synem z nudów. Jak długo muszę czekać, aż jego syn skończy 18 lat? Nasz syn będzie już chodził do szkoły, a tata dopiero zacznie angażować się w jego życie. Nie sądzę, żeby to było w porządku.
Rozmowa z mężem na ten temat nie ma sensu. On nie widzi problemu, uważając, że każdemu dziecku poświęca tyle czasu, ile jest mu potrzebne. Starsze potrzebuje więcej, a młodsze dziecko chętnie pobawi się przez pół godziny ze zmęczonym tatą.
- Nie zapominaj, że nasz syn dorasta w rodzinie pełnej, a mój starszy syn mieszka z ojczymem i młodszą siostrą, i nie jest mu łatwo - wytyka mi mąż.
Mam wrażenie, że powinnam się z nim rozwieść, żeby zaczął poświęcać wystarczająco dużo uwagi naszemu synowi. Nie mogę przestać o tym myśleć i z każdym dniem ten pomysł wydaje mi się coraz bardziej słuszny.
Główne zdjęcie: youtube