Mam dwie córki: Marzenę i Dominikę, które dzielą zaledwie dwa lata. Od dzieciństwa tak naprawdę się nie dogadywały, chociaż nigdy nie doszło do poważnych konfliktów między dziewczynami. Chodzi o to, że mają bardzo różne charaktery.
Marzenie zawsze wszystko przychodziło z trudem: i nauka, i znalezienie przyjaciół. Ale Dominika czuła się jak ryba w wodzie w każdym środowisku: łatwo się uczyła i nawiązywała nowe znajomości, zarówno wśród znajomych z klasy, jak i wśród dorosłych.
Jeszcze, kiedy były w liceum, zaczęłam zauważać, że między moimi córkami istnieje rywalizacja. Chociaż można powiedzieć, że rywalizowała tylko Marzena, a Dominika nadal żyła swoim życiem.
Starsza córka, co dziwne, zaczęła naśladować młodszą: Marzena ubierała się, jak Dominika, próbowała mówić jak ona, czytała te same książki i słuchała tej samej muzyki. Na początku wyglądało to nawet zabawnie, ale z czasem przestało mi być do śmiechu.
Kiedy Dominika skończyła 25 lat, ogłosiła ojcu i mnie, że wychodzi za mąż. Nie było to jednak wielkim zaskoczeniem, ponieważ najmłodsza córka już od kilku lat mieszkała ze swoim chłopakiem. Widać było, jak bardzo są do siebie przywiązani i jak cenią swój związek.
Zaledwie tydzień po wiadomości o ślubie Dominiki, Marzena również powiedziała, że zamierza wyjść za mąż. Ta wiadomość była całkowitym zaskoczeniem, ponieważ ostatnio nie spotykała się z nikim.
Jednak jej wybranek okazał się bardzo miłym młodym mężczyzną - jej kolegą z pracy. Jedyne, co mnie zdezorientowało, to przeciwne charaktery przyszłych nowożeńców. Marzena nigdy nie lubiła hałaśliwych osób, jest typową szarą myszką i domatorką.
Za to jej narzeczony, Szymon, był prawdziwą duszą towarzystwa i miłośnikiem relaksu poza domem. Ale wtedy nie wtrącałam się w życie osobiste mojej córki, przecież sami ze wszystkim sobie poradzą.
Dominika i Marzena wyszły za mąż w odstępie prawie miesiąca. Najstarsza córka bardzo martwiła się tym, że nie można było wcześniej zarezerwować restauracji. Ciekawe czemu nie martwiła się z powodu pożyczki zaciągniętej na to wesele.
W końcu jednak udało jej się prześcignąć siostrę. Rok po ślubie została matką, tydzień wcześniej niż Dominika. Najstarsza córka była przeszczęśliwa. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że ta rywalizacja między dziewczynami się skończy.
Ale tak się nie stało. Marzena postanowiła zrobić geniusza ze swojego syna Marka. Kiedy miał już rok, zapisała go na kilka zajęć, aby mógł nauczyć się mówić w kilku językach jednocześnie, a także malować, rzeźbić i pływać. Znalazła nawet zajęcia jogi dla niemowląt, ale były one zbyt drogie, więc na jakiś czas porzuciła ten pomysł.
Najwyraźniej Szymon również zauważył maniakalne zachowanie swojej żony. Podczas gdy Marzena codziennie woziła dziecko z jednego końca miasta na drugi, straciła uwagę męża. Szymon złożył pozew o rozwód.
Potem moja córka była całkowicie pochłonięta pragnieniem jeszcze większego rozwoju syna. W pogoni za tym wszystkim przestała zauważać zwykłe przyjemności życia. Cieszyłam się, gdy obie córki odwiedzały mnie z wnukami.
Ale wiedziałam, że Dominika zabierała syna tylko na pływanie i masaże, a potem szła z nim na spacer. Marzena nie miała czasu na rozmowy i spacery z synem.
Niestrudzenie opowiadała wszystkim o tym, ile potrafi jej Marek. Jego mama już planowała, jak zostanie kiedyś w przyszłości prezydentem. Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z nią o wnuku.
- Marzena, co ty wyprawiasz? Dlaczego zapisałaś Marka do 12 kółek? Przecież to nie do pomyślenia! Czy ty zdajesz sobie sprawę, że go przeciążasz? On nie odpoczywa, nie chodzi na spacery, nawet nie bawi się z dziećmi - zaczęłam.
- Mamo, nie chcę, żeby wyrósł na takiego nieudacznika jak większość jego rówieśników. Mój syn powinien czerpać z życia to, co najlepsze - odpowiedziała mi córka.
- Oczywiście, masz rację i jestem pewna, że osiągnie wszystko. Ale nie możesz go tak traktować. Przecież sama jesteś zmęczona ciągłym zawożeniem go tam i z powrotem. Zwolnij, zanim będzie za późno - błagałam.
- No oczywiście, mówisz tak, bo mój Marek wyrasta na mądrzejszego i bardziej utalentowanego niż twój drugi wnuk? Założę się, że Dominika już zaczęła się tym denerwować? - powiedziała Marzena.
- Co ty wygadujesz? Wymyśliłaś sobie jakąś konkurencję, a teraz próbujesz ją wygrać. Błagam pomyśl o dziecku, ono teraz potrzebuje dzieciństwa, a nie planu na przyszłość. Może powinnaś pójść do psychologa. On podpowiedziałby, jak zrobić wszystko dobrze i uspokoiłby cię - przekonywałam dalej córkę.
Jestem jego matką i wiem, czego Marek teraz potrzebuje. Jeśli coś ci się nie podoba, to proszę, zachowaj swoje zdanie dla siebie. Zaraz jeszcze nazwiesz mnie wariatką - odpowiedziała mi Marzena, po czym poszła do domu.
Od tamtej rozmowy minęły prawie dwa miesiące. Najstarsza córka już do mnie nie dzwoni i nie przyjeżdża z wnukiem. Z tego co słyszałam, zapisała Marka również na karate. To, co powiedziałam, nic nie dało. Mam nadzieję, że wreszcie przejrzy na oczy i zatrzyma tę karuzelę niedorzeczności.
Główne zdjęcie: planet