Ta przyjaźń przetrwała próbę czasu. Co roku łania idzie do lasu po swoje dzieci i co roku wraca do swojego przyjaciela labradora, który stał się ich „niedzielnym tatusiem”.

Wszystko zaczęło się w zupełnie zwyczajny dzień. Do właścicielki domu zadzwoniono: samochód potrącił małą łanię, która była ranna, ale jeszcze żyła i potrzebowała pomocy. Cóż, takie było przeznaczenie, zdecydowała kobieta - zwłaszcza, że jej przyjaciel opiekował się już małą dziką łanią, miał doświadczenie, podpowie jej jak i co robić. Zabrała przestraszone zwierzę do domu. Była to łania, którą kobieta nazwała Guziczek.

Miała trudne zadanie: sprawić, by łania wyrosła na silną i zdrową, by nie bała się domowników - a jednocześnie, by pewnego dnia mogła wrócić do lasu i prowadzić normalne życie. Labrador Jay, wtedy jeszcze prawie szczeniak, pomógł właścicielce sprostać tej trudnej misji. Młoda łania natychmiast zaakceptowała go jako jednego ze swoich i stali się nierozłączni.

Właścicielka Jay’a wypełniła swoją misję i pewnego dnia młoda łania, już zdrowa i samodzielna, wróciła do lasu, który zaczynał się tuż za progiem domu. Ale wróciła latem, i to nie sama. Jak w kreskówce Disneya, łania przyszła w otoczeniu swoich młodych. Młoda matka przyprowadziła swoje potomstwo na spotkanie z najlepszym przyjacielem. Jay przywitał ją tak, jakby nigdy się nie rozstawali.

Łania i labrador bawiły się i biegały po ścieżkach, a potem razem zaczynały lizać młodych. Rano Guziczek podchodziła do szklanych drzwi prowadzących do kuchni i stała tam, czekając, aż ktoś zauważy i wypuści jej najlepszego przyjaciela. Jeśli zbyt długo pozostawała niezauważona, łania stukała kopytem w drzwi - w zupełnie ludzki sposób. Kiedy Jay w końcu wychodził na spacer, biegali w górę i w dół po wszystkich ścieżkach, wylegiwali się na trawnikach i na podwórku.

Guziczek przedstawiała mu swoich dzieci, a Jay „zapoznawał” ją z kotami i kociakami, które pojawiały się w domu. Traktowała wszystkich w uroczy sposób i wszystkie przyjmowała jak swoje, bez względu na to, do jakiego gatunku należały. Potem Jay szedł na spacer do lasu w towarzystwie swojej właścicielki.

Główne zdjęcie: google.com