Zobaczyłam jak narzeczony rozmawia ze swoją byłą żoną i dziećmi i postanowiłam, że ślubu nie będzie. Nie potrzebuje tego. To nie jest moja bajka.
Nie jestem już młodą dziewczyną, więc nie dziwi mnie, że wśród moich rówieśników jest wielu mężczyzn po rozwodzie. W ogóle mnie to nie przeszkadza. Bardziej niepokoją mnie ci mężczyźni, którzy nie mają byłych żon i nie mieli długotrwałych związków. Od razu zaczynam podejrzewać, że coś tu jest nie tak.
Michała poznałam na jednej z naszych imprez firmowych. Pracował ze mną w tej samej firmie, ale w innym dziale. Zaczęliśmy rozmawiać, wymieniliśmy się numerami telefonów, zaczęliśmy się spotykać, a potem zamieszkaliśmy razem. Pragnę powtórzyć, że nie jestem młodą dziewczyną, nie mam czasu na randkowanie przez pięć lat. Nie chcę tracić czasu na nieodpowiedniego człowieka.
Natomiast Michał wydawał się być właściwą osobą. Był wesoły, inteligentny, troskliwy, a do tego dobrze zarabiał - cóż, marzenie każdej kobiety. Jednak miał byłą żonę i dwójkę dzieci, najstarsze miało około dziesięciu lat, a najmłodsze około siedmiu.
Michał nic nie mówił o swojej byłej, zaznaczył tylko, że był z nią w związku małżeńskim i mają dzieci. Widywał się z dziećmi, płacił alimenty, miał z nimi stały kontakt. Nie poznałam ich, ponieważ uznaliśmy, że to jeszcze nie jest właściwy czas. Gdy mi się oświadczył, była żona wraz z dziećmi wyjechała do innego miasta, by zaopiekować się chorą matką, więc spotkanie zostało odwołane.
Tak, Michał mi się oświadczył, a ja oczywiście powiedziałam „tak”. Rozpoczęliśmy przygotowania do ślubu. Nie planowaliśmy wielkiej uroczystości, ale i tak chcieliśmy zebrać rodzinę i przyjaciół z tej okazji. Plan był taki, żeby po zawarciu związku małżeńskiego w urzędzie od razu pojechać na uroczystość. Bez żadnego jeżdżenia po mieście w celu robienia pięknych zdjęć i tego typu rzeczy.
Przygotowania szły pełną parą, do ślubu pozostało zaledwie kilka dni, gdy mój narzeczony oznajmił, że jego była wróciła do miasta z dziećmi. Było to powiedziane tak jakby obojętnie. Zapytałam go, czy chciałby zobaczyć dzieci na weselu, a on wzruszył ramionami, mówiąc, że musiałby zapytać.
Poprosiłam go, żeby załatwił to jak najszybciej, żebym mogła szybko wprowadzić zmiany dotyczące ilości dań i miejsc w restauracji. Rozumiałam, że dwójka dzieci nie robi wielkiej różnicy, ale chciałam mieć pewność, że wszystko potoczy się bezproblemowo.
Michał przytaknął, dodając, że nadszedł czas, żebym ich poznała. Zadzwonił do swojej byłej, umówił się, że zabierze dzieci na cały dzień, żebyśmy mogli się dobrze poznać, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, to zabierze je na ślub. Nie miała nic przeciwko temu.
Kilka dni później podjeżdżamy pod jej dom, schodzi z dziećmi, rozmawiają z Michałem, a ja patrząc na nich uświadamiam sobie, że darzą do siebie uczucia. Wokół nich kręcą się dzieci - wyglądają jak zwykła kochająca się rodzina, która ma pewne problemy.
Byłam zraniona i trochę urażona, ale zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie mam po co tu zostawać. Czułam się jak kochanka, która uwodzi cudzego mężczyznę. Zebrałam się w sobie, wtrąciłam do rozmowy, powiedziałam, że plany się zmieniły i nie możemy zabrać dzieci. Była żona Michała była zaskoczona, tak samo jak mój narzeczony, jednak mimo wszystko pojechaliśmy do domu.
Doszło do bardzo szczerej rozmowy, upiliśmy się, opowiedział o wszystkim, dlaczego się rozwiedli, że nadal ją kocha. Płakaliśmy, postanowiliśmy, że ślubu nie będzie. Po co, skoro on ją kocha, ona go oczywiście też kocha, mają dwójkę dzieci. Będę tylko przeszkadzać.
Nie, nie potrzebuję tego. Rano odprowadziłam Michała do byłej żony w celu przeprowadzenia szczerej rozmowy, a sama pojechałam odwołać uroczystość. Nie wiem jak się to skończy, ale nie chcę być kochanką. Jeśli ta dwójka nie jest głupia, to poradzą sobie ze wszystkim.
Główne zdjęcie: brainum