...Drzwi się otworzyły, Malwina zajrzała do pokoju i powiedziała:
- Pani Elu, dziś wieczorem będziemy mieli gości. Przyniosę kolację do pokoju. Niech Pani poogląda telewizję, zaraz zaczyna się Pani serial - poczekała przez kilka sekund na odpowiedź, westchnęła głośno, potrząsnęła głową i wyszła, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
Trzymając suche, pomarszczone dłonie na rąbku fartucha, Pani Ela usiadła na niepościelonym łóżku i spojrzała przed siebie.
.... Dawno temu mieszkała w dużym domu, miała sad z wysokimi jabłoniami, grządki z pięknymi, pachnącymi różami, dwa lub trzy tuziny kaczątek i sąsiadkę Basię, od której dowiadywała się o wszystkim, co działo się w wiosce. Miała też męża, Mikołaja, którego poślubiła jeszcze jako młoda dziewczyna i z którym wspólnie wychowali dwie córki i syna.
Dzieci dorosły, przeprowadziły się i założyły własne rodziny, ale latem podwórko wypełniało się gwarem dziecięcych głosów, gdy wnuki, które przyjechały na wakacje, goniły motyle i ważki o przezroczystych skrzydłach, które krążyły nad kwiatami w jej ogrodzie.
Przyszła pora i wnuki również dorosły, zdobyły wykształcenie i przestały przyjeżdżać do nich. Część wyjechała do stolicy, część do Stanów Zjednoczonych i tam, w obcym kraju, urodziły się jej prawnuki.
Potem Mikołaj nagle zachorował i zmarł. Przez kilka lat mieszkała sama, ale z roku na rok coraz trudniej było prowadzić zarówno gospodarstwo domowe, jak i ogród. Płot wymagał naprawy, farba na starych, niepomalowanych oknach w niektórych miejscach odpadła, a pewnego zimnego grudniowego poranka Elżbieta poślizgnęła się i skręciła sobie stopę na krzywych schodach prowadzących do domu.
Pani Ela nie chciała opuszczać domu, w którym urodziły się i wychowały jej dzieci, gdzie spędziła swoje całe życie. Ale tak naprawdę nie została o to zapytana. Dzieci zdecydowały, że to właśnie jej syn będzie tym, który będzie się nią opiekował, i właśnie to powiedziały matce.
To słowo nie bardzo jej się spodobało, gdyż kojarzyło się ze starymi i niedołężnymi osobami. Jeszcze wczoraj miała wrażenie, że dopiero co zaczęła żyć...
Pani Ela z trudem opuszczała dom. W wyznaczonym dniu przeprowadzki wstała przed świtem, obeszła całe podwórko, pożegnała się z każdym drzewem i każdym zakątkiem. Miała mnóstwo wspomnień związanych z tych domem.
Tutaj wisiała huśtawka dla dzieci, a z tej wiśni, teraz tak starej jak jej właścicielka, Kacperek kiedyś spadł, gdy próbował wdrapać się niemalże na samą górę po duże wiśnie... Bardzo się wtedy martwiła...
Kiedy wszystkie rzeczy zostały spakowane, a samochód już wyjechał z podwórka, Pani Ela powoli chodziła po każdym pokoju, nie mogąc powstrzymać łez. Zamykając oczy, przycisnęła czoło do ściany, pogłaskała je drżącą dłonią, żegnając się tak, jak żegna się na zawsze osobę, która odeszła na zawsze.
... Mieszkanie powoli wypełniało się głośnymi dźwiękami, śmiechem i muzyką. Malwina i Kacper mieli dziś gości. Malwina wkrótce przyniesie jej ciepłą kolację i mleko. Jej synowa była doskonałą kucharką, choć na ogół była małomówną osobą i Pani Ela uważała, że trudno się z nią dogadać.
- Powinnam była jej odpowiedzieć - pomyślała ze smutkiem Pani Ela - i dlaczego zaczęłam grać w tę grę?
Teraz Pani Ela potrząsnęła głową, próbując pozbyć się tych myśli. Za oknem już dawno zapadł zmrok. Włączyła telewizor i w tym samym momencie ekran delikatnie oświetlił niewielki pokój, który został jej przydzielony w mieszkaniu syna. To był teraz jej dom. Właśnie tutaj.
Główne zdjęcie: youtube