Historia znajomych. Jeździliśmy do nich w gości. Wiele widziałam i słyszałam. I całe szczęście, że ja tak nie mam!
A teraz do sedna. Żyli sobie rodzice, u których urodził się mały chłopczyk. Szczęściu nie było końca! Wszystko robili dla niego, był jedynakiem, nadzieją na przyszłość. Los nie obdarzył ich więcej dziećmi, chociaż oboje tego chcieli. W pewnym momencie u mamy było podejrzenie raka, więc wszystkie narządy rozrodcze jej wycieli. Nie wahała się ani chwili, podjęła decyzję, załatwiła wszystko.
Dziecko dostało wszystko. Dosłownie. WSZYSTKO! Pozwalali mu na wszystko, niczego mu nie odmawiali, nie zakazywali. Próbował wszystkiego, co mógł i czego nie mógł. Nawet to czego nie powinien. Ale tata zawsze był przy nim, chronił go, pomagał mu. Zapłacił mu nawet za prywatną uczelnię. Syn zdobył wykształcenie, nie najdroższe, ale całkiem niezłe. Znalazł mu miejsce na staż, a potem załatwił pracę.
Wszystko szło świetnie. Kupili mu mieszkanie i samochód. Chłopak żył pełnią życia. Tylko nie miał dziewczyny. Mimo, że już by wypadało w takim wieku. Ale był takim dużym chłopcem, który nie myślał o niczym poważnym. Mama wzdychała, tata przeprowadzał z nim rozmowy. Jednak to nic nie dawało.
Pewnego dnia spotkał ją w pracy. A raczej ona przykuła jego uwagę. Myślał, że to tylko flirt, a potem jednorazowa sprawa, ale ona wpadła mu w oko. Przeprowadziła się do dużego miasta podbijać świat. Nie można powiedzieć, że była bardzo mądra, ale swoje zalety miała, najbardziej jednak chciała się zaczepić gdzieś w stolicy.
Pokazała mu wszystko, co potrafiła. Był pod takim wrażeniem, że postanowił pozostać w kontakcie, choć zwykle dziewczyny nie zostawały dłużej niż 2-3 tygodnie (lub godziny). Był tak oszołomiony umiejętnościami swojej nowej dziewczyny, że zupełnie zapomniał, skąd się biorą dzieci. Zaszła w ciążę. I wtedy życie nabrało tempa.
Rodzice byli przerażeni. Ojciec wcale tego nie chciał. Po wyglądzie dziewczyny wszystko było wiadome. Dlatego użył wszystkich swoich kontaktów, żeby coś się dowiedzieć o swojej przyszłej synowej. Okazało się, że jest o 4 lata starsza od syna i ma dokładnie 4 razy ciekawszą historię.
Nie powiedzieli nic synowi wprost, ale podpowiedzieli, żeby jakoś wybrał inną opcję. Ale on już czuł się odpowiedzialny, już podjął decyzję. A może się zakochał. Ale oczywiście doświadczona kobieta pokazała, na co ją stać.
Urodził się wnuk. Rodzice przyjęli, zaakceptowali, zaczęli się przyzwyczajać. Ale potem pojawiło się wielkie pytanie. Wyszło od żony, ale mąż po prostu się zgodził. Jedna sypialnia to za mało, potrzeba więcej miejsca. A wy jako dziadkowie, powinniście, nie, musicie pomóc. W tamtych czasach rodzice mieszkali na stałe w domku za miastem, po co im trzypokojowe mieszkanie w mieście? Kiedy młoda rodzina naprawdę tego potrzebuje.
I wydawało się to słuszne, rozsądne, zrozumiałe. Ale we wszystkich jej rozmowach było coś w rodzaju paskudności. A dotyczyły one głównie rzeczy materialnych - mieszkania, nowego samochodu, pieniędzy i innych rzeczy.
Najpierw sugerowała, potem pytała, a potem zaczęła żądać. To prawda, dziadek ma dużo pieniędzy, mógłby je dać wnukowi. Roczne dziecko potrzebuje dużo. Zaczęły się pretensje.
Dziadek mówi: „Dam to mojemu wnukowi, pomogę mu, zapewnię mu opiekę. Ale dlaczego wam mam dawać, jesteście dorośli, wykształceni, macie ręce i nogi, pracujcie. Mogę wam pomóc znaleźć pracę”. Ale ona nadal swoje - urodziłam wam wnuka, jesteście mi to winni.
Relacje zaczęły się pogarszać. Syn zawsze był po stronie żony. Co też wydawało się słuszne, ale z drugiej strony rodzice byli mu kiedyś bardzo bliscy.
Zabierali wnuka na weekendy, wakacje, święta. Nigdy nie odmawiali, nie robili wyrzutów, nie wzbraniali się przed opieką nad nim, nawet jeśli zostali uprzedzeni godzinę wcześniej lub postawieni przed faktem dokonanym.
Raz zdarzyło się, że ich wakacje się nałożyły. Syn dostał urlop dokładnie wtedy, kiedy rodzice wykupili sobie wycieczkę. Zaproponowali im, żeby ją zwrócili, zostali z wnukiem, aby młodzi mogli sobie spokojnie odpocząć.
Ojciec w pewnym sensie się zgodził, ale matka była temu zdecydowanie przeciwna. Nigdy nie znalazła porozumienia z synową, była jej przeciwna, choć starała się milczeć. Aż nie wytrzymała. Wybuchł skandal.
Ojciec wylądował w szpitalu z chorym sercem. Matka zawsze była przy nim. Syn, nakręcony przez żonę, nie przychodzi do szpitala. Zadzwonił parę razy, ale jakby z przymusu, a mama po tym wszystkim odmówiła kontaktu.
Dziadek przeżył, wyzdrowiał, żył dalej z raną na sercu. Próbował skontaktować się z wnukiem, synowa mu nie pozwoliła. Nikt nie chciał przywieźć dziecka na weekend i kategorycznie nie pozwolono mu przyjść do ich domu. Do mieszkania, które dziadek sam kupił.
Urodziło się drugie dziecko. Dziadkowie w ogóle go nie widzieli. Syn i jego żona kupili nowe mieszkanie, nie podali adresu rodzicom. A oni szukali, znowu wypytali u właściwych ludzi i dowiedzieli się. Kilka razy podjechali, zobaczyli ich z daleka, ale bali się podejść. Bali się jej. Matka bała się o ojca. Ojciec przeżył drugi zawał.
Oni zablokowali ich numery. Wnuki i syna widują tylko na Instagramie, gdzie każde zdjęcie z nią i dziećmi podpisywał jako "moja najukochańsza", "moja prawdziwa rodzina", "najdrożsi ludzie".
Ojciec, który żyje ze sztuczną częścią serca, wciąż nie może mówić o swoim synu bez łez. Matka jest wojownicza, ale też, gdy o tym mówi, jej głos drży.
Pewnego razu ojciec nie wytrzymał i poszedł zobaczyć się z synem w pracy. Chciał porozmawiać, czegoś się dowiedzieć, uzyskać jakieś zbliżenie.
Jedyne co usłyszał to - dokonałem wyboru, to moja rodzina, moje życie, tak postanowiłem.
Może jest jakaś szansa, co trzeba zrobić.
Odpowiedź jest prosta - i tak nie zabierzecie mieszkania i domku ze sobą, przepiszecie je na nas. Dosłownie.
Nie jestem sędzią, po prostu wysłuchałam, nauczyłam się, że tak też się zdarza. Być porzuconym to straszna rzecz. Nawet nie wiem, jak ludzie sobie z tym radzą. Smutno mi, że ludziom zawsze jest tak ciężko. I całe życie idzie źle tylko z powodu niekończącej się głupoty, merkantylizmu, zazdrości, egoizmu, ślepoty.
Roman przyjaźni się z ojcem. To dobry człowiek, spokojny, rozsądny. I ma takie smutne oczy... Pewnie też ma swoje za uszami, ale kto z nas nie ma. Ale kiedy mówi o swojej synowej, aż całe ciało mu się napina. Nie chciałabym TAK żyć.
Główne zdjęcie: youtube