- Teściowa podarowała nam mieszkanie na ślub, możesz to sobie wyobrazić! - powiedziała dwudziestoośmioletnia Marta. - To znaczy oczywiście nie nam, tylko swojemu synowi, ale jednak! To była niespodzianka, w ogóle się tego nie spodziewaliśmy.
Wiedzieliśmy oczywiście, że ma jeszcze jedno mieszkanie, które dostała w spadku. Ale nawet nie myśleliśmy o tym, żeby się tam wprowadzić. Przez wiele lat mieszkali tam lokatorzy, pieniądze z czynszu przeznaczała na opłatę za studia dla Olka i utrzymywała się z nich - emerytura nie wystarczała jej na życie. Teraz nie przedłużyła umowy z lokatorami i dała nam klucze wraz z umową darowizny - wprowadzajcie się, powiedziała, i mieszkajcie tam. Chcę, żeby moje wnuki od samego początku miały własny dom!
Ślub Marty i Aleksandra był bardzo skromny - panna młoda została wypisana na jeden dzień ze szpitala z oddziału patologii ciąży. Marta jest w drugim trymestrze ciąży, ale jej brzuch jest już duży: spodziewa się bliźniaków. Młoda para wzięła ślub w urzędzie stanu cywilnego, po czym udała się do restauracji, by w gronie najbliższych osób świętować to wydarzenie. Gości było niewielu: teściowa, rodzice Marty, jej młodsza siostra oraz starszy brat Aleksandra i jego żona.
Teściowa od samego początku ciąży bardzo martwiła się o Martę, może nawet bardziej niż jej własna matka i ojciec.
- „Czy tam nie wieje? Nie jest ci zimno? Przynieść ci szalik? Nie jesteś zmęczona? Przynieść ci coś?” - Niezręcznie się czuję, że ona tyle dla mnie robi! - Marta się śmieje. - Mówię, że nie jestem chora, tylko w ciąży, nic mi nie jest, czuję się dobrze. Ona mówi - to są moje wnuki, nie mogłam się doczekać kiedy w końcu zostanę babcią!
Najstarszy syn mojej teściowej, Andrzej, ma czterdzieści lat, ale wraz z żoną nie mają dzieci.
- Robili karierę, potrzebowali czasu dla siebie! - Teściowa westchnęła. - Mówiłam im, żeby pomyśleli o dzieciach, póki są młodzi, póki są zdrowi! Będę pomagać tak długo, dopóki będzie trzeba. Nie, oni mnie nie słuchali! Jola, moja synowa, od razu powiedziała - Pani Beato, proszę się nie wtrącać, to nie Pani sprawa! Proszę przestać pytać o to samo! Gdy będziemy chcieli, to pomyślimy o dziecku!
Pani Beata westchnęła.
- Jednak nie udało im się, kiedy zaczęli myśleć o dziecku... Po ślubie wzięli kredyt hipoteczny, zaczęli oszczędzać, chcieli spłacić kredyt jak najszybciej, syn powiedział, że nie ma mowy o urlopie macierzyńskim, najpierw trzeba spłacić długi, a potem myśleć o dzieciach. No dobra, spłacili długi, ale potem znowu nie było czasu na dzieci - zaczęli robić remont, kupować meble, podróżować po świecie, chcieli mieć poduszkę finansową. Gdy już zarobili i zaczęli planować, okazało się, że nic z tego nie wychodzi! Wiem, że przystępowali do zapłodnienia in vitro...
...Lekarze od razu powiedzieli Jolancie i Andrzejowi - nie traćcie czasu, w grę wchodzi jedynie zapłodnienie in vitro. Para podjęła sześć prób - bezskutecznie. Ostatni raz próbowali w zeszłym roku, również bez powodzenia, po czym Jola postanowiła przestać próbować. Ma teraz czterdzieści dwa lata, jej mąż jest nawet trochę starszy. Jola zdecydowała, że nie ma sensu mieć dziecka w tym wieku, nawet gdyby było to możliwe. Żeby w wieku pięćdziesięciu lat dziecko poszło dopiero do pierwszej klasy, a w wieku sześćdziesięciu lat - do liceum. Nie ma mowy!
- Trzeba było od razu po ślubie myśleć o dzieciach, a nie o mieszkaniu! - Pani Beata podzieliła się swoimi przemyśleniami z Martą. - Trzeba było zacząć się starać dziesięć, dwanaście lat wcześniej, a nie w wieku trzydziestu pięciu lat - dziecko już skończyłoby szkołę. Wymyślilibyśmy coś z mieszkaniem!
Należy zauważyć, że Pani Beata rozmawiała o tym z Martą jeszcze zanim dowiedziała się, że młoda para spodziewa się dziecka. Marta i Olek mieszkali w wynajętym mieszkaniu od dwóch lat, mówili o ślubie i było oczywiste, że podchodzą do tego poważnie. Teściowa apelowała, żeby nie brać przykładu z Andrzeja i jego żony, nie zwlekać z decyzją o dziecku do ostatniej chwili.
Potem Marta trafiła do szpitala, gdzie spędziła czas aż do ślubu. Po ślubie również - dwa tygodnie na oddziale położniczym, dwa tygodnie w domu. Lekarze są nastawieni optymistycznie, pomimo tego że ciąża jest skomplikowana i trzeba uważać na siebie, być pod obserwacją.
Marta stosuje się do wszystkich zaleceń, czuje się dobrze. Wszyscy są szczęśliwi, jednak wszystko psuje jedna rzecz - wybryki starszego brata i jego żony na przyjęciu weselnym młodszego brata.
- Teściowa wygłosiła takie dobre przemówienie! - opowiada Marta. - Powiedziała, że jesteśmy dzielni, że zdecydowaliśmy się na dzieci, a nie tak jak inni... Wręczyła swój prezent - kopertę z umową darowizny i klucze. Powiedziała: „Wprowadzajcie się, teraz to wasze mieszkanie, róbcie co chcecie. Zależy mi na tym, żeby moje wnuki od samego początku miały własny dom!”... Wtedy wstał Andrzej, starszy brat. I mówi, mamo, pamiętasz, co nam dałaś na ślub? Komplet kieliszków i komplet pościeli! Przez całe życie robiłaś wszystko dla Olka - dobre wykształcenie, a teraz mieszkanie. Wszystko zrozumiałem - my z Jolą nie mam już żadnej rodziny. Wstali i wyszli z kawiarni...
Teściowa była załamana, Marta i Olek również.
- Przecież my z Olkiem nie mamy z tym nic wspólnego! - Marta westchnęła. - O nic nie prosiliśmy Pani Beaty, nawet nie wiedzieliśmy, że zrobi coś takiego... Oto jak się zachował brat! Czterdzieści trzy lata, a tak się zachowuje! Niczym dziecko... Przypomniał sobie, co dostał na ślub prawie dwadzieścia lat temu!
Może Marta ma rację - czy starszy brat jej męża naprawdę okropnie się zachował?
Czy Andrzej ma rację w zaistniałej sytuacji?
Główne zdjęcie: youtube