- Wkrótce moja córka będzie miała urodziny - kończy trzydzieści pięć lat! - mówi sześćdziesięcioletnia Pani Małgosia. - Postanowiliśmy w tym roku spotkać się całą rodziną. Dawno się nie spotykaliśmy, nie pamiętam, kiedy to było ostatni raz! Moja córka ma teraz nowe mieszkanie, robi remont, więc postanowiliśmy zaprosić wszystkich do swojego mieszkania. Mamy trzypokojowe mieszkanie, więc jest dużo miejsca...
Pani Małgosia nie ma wielu krewnych: męża, osiemdziesięcioczteroletnią matkę, siostrę i dwie córki, oczywiście już dorosłe, oraz syna i jego rodzinę - żonę Martę i siedmiomiesięcznego synka.
- Kiedyś spotykaliśmy się kilka razy w ciągu lata w domku letniskowym mojej mamy! - wspomina Pani Małgosia. - Ale teraz domek został sprzedany. Nie ma komu tam pracować! Osoby starsze nie mogą pracować, zdrowie im już nie dopisuje, młodzi nie chcą, nie można ich namówić. Mówią, że taniej kupić owoce i warzywa, niż spędzać weekendy w korkach...
Po sprzedaży domku widujemy się o wiele rzadziej i nigdy nie udało nam się wszystkim razem się spotkać: czasem z siostrą, czasem z matką, czasem z młodzieżą. Od dawna nie mogliśmy się tak spotkać, usiąść przy stole, popatrzeć na siebie i porozmawiać o tym, co się dzieje.
- Postanowiliśmy spotkać się o szesnastej w sobotę, - mówi Pani Małgosia. - Wszyscy są zadowoleni, z wyjątkiem oczywiście mojej synowej, Marty. Mój syn oddzwania i mówi: „Mamo, Marta powiedziała, że możemy przyjść albo godzinę wcześniej, albo godzinę później! Dziecko będzie spało właśnie o tej godzinie”. Znowu się zaczyna! Mogą przyjechać do czternastej, potem nie mogą, potem dopiero po siedemnastej, ale o dwudziestej muszą wrócić do domu, gdyż trzeba wykąpać dziecko i położyć je spać...
...Pani Małgosia nie miała humoru. Jej synowa Marta jest jedną z tych matek, które w Internecie nazywane są wariatkami: całe jej życie kręci się wokół dziecka. Podczas ciąży również nie było łatwo. Marta po prostu nie mogła rozmawiać o niczym innym, nieustannie fotografowała swój brzuch z różnych perspektyw, czytała na głos różne bajki, każde „kopnięcie” natychmiast nagrywała i bardzo się obrażała na tych, którzy próbowali w jakiś sposób zmienić ten temat.
- Myśleliśmy, że to hormony, z czasem będzie lepiej! - opowiada Pani Małgosia. - Byliśmy wyrozumiali. Ale po porodzie wcale nie było łatwiej. Te ciągłe pretensje o wszystko są nie do zniesienia! Często dzwonię i pytam, jak leci - obraża się: wszystko w porządku, nic nowego! Gdy nie dzwonię, znowu ma pretensje: nie jest Pani ciekawa co się dzieje u wnuka? Powiedziałam, że dziecko jest podobne do niej - po prostu wybuch emocji, dzwoni do Pawła, swojego męża, i narzeka. Syn dzwoni do mnie i pyta: co takiego okropnego powiedziałaś Marcie? Opowiadam mu, co powiedziałam - nie wierzy: to niemożliwe, było coś innego, ona naprawdę tam siedzi i płacze! Co tam się dzieje!..
Pani Małgosia naprawdę próbuje utrzymywać dobre relacje ze swoją synową, ale mówi, że jest to bardzo trudne.
- Kiedy dziecko miało miesiąc, przyjechaliśmy w odwiedziny do nich, gdyż Marta nas zaprosiła, i zobaczyłam, że okno jest otwarte. W pokoju było chłodno, natomiast dziecko leżało nagie - wspomina Pani Małgosia. - Powiedziałam: Marta, zamknij okno, dziecko może zachorować. Odpowiedziała, że to wszystko bzdura. Natomiast w nocy dziecko miało gorączkę - przeziębiło się! Zabrali nawet do szpitala. Zgadnijcie, kto jest temu winien?
- Czyżby Pani?
- Oczywiście, że tak! To wszystko przez to, że powiedziałam o tym...
Pani Małgosia stara się teraz w ogóle milczeć.
- Na naszym przyjęciu urodzinowym będą ludzie, którzy nie mają małych dzieci albo nie mieli ich od dawna! - mówi Pani Małgosia - Wszyscy dawno się nie widzieli, chcą posiedzieć sobie spokojnie i porozmawiać. Nikt nie będzie chciał przez cały wieczór słuchać o tym, co ich dziecko potrafi robić. Poza tym to nie dziecko ma urodziny, tylko moja córka! Jeśli Marta przyjdzie z dzieckiem, ściągnie na siebie całą uwagę...
Ponadto okazało się, że syn ze swoją rodziną planuje przyjechać samochodem - Paweł będzie prowadził, ponieważ Marta nie ma prawa jazdy. To również zmartwiło matkę Pawła. Więc jej syn nie będzie mógł nawet wypić kieliszka wina ze swoimi bliskimi? Oczywiście nikt nie będzie się upijał, ale raz do roku dlaczego nie zrelaksować się w otoczeniu rodziny?
Marta nie chce nawet słyszeć o taksówce czy transporcie publicznym.
- Zaproponowałam, żeby została z dzieckiem w domu, skoro to takie uciążliwe, albo żeby zostawiła je na wieczór ze swoją matką. - opowiada Pani Małgosia. - W jakiś sposób o tym się dowiedziała. Co się zaczęło! Jeśli nie chce Pani widzieć swojego wnuka na przyjęciu rodzinnym, to wystarczy o tym powiedzieć! Liczy się tylko to, żeby się upić i dobrze bawić! Widziała Pani swojego wnuka cztery razy w ciągu siedmiu miesięcy i nawet nie chce Pani spędzać z nim więcej czasu...!
...Problem w tym, że Pani Małgosia rzeczywiście nie chce spędzać z nim więcej czasu, przez co dręczą ją wyrzuty sumienia. Dzieje się tak pomimo tego, że jej córka nie ma dzieci i nie wiadomo, czy będzie je kiedykolwiek miała. Po prostu nie przepada za dziećmi.
-Najgorsze jest to, że naprawdę nie chcę widzieć wnuka na przyjęciu! - mówi. - Nie będzie siedział spokojnie na rękach, tak już jest wychowany. Ktoś będzie musiał biegać z dzieckiem dookoła stołu - czy to odpoczynek? I tym kimś będę oczywiście ja. Solenizantka nie zajmie się dzieckiem, Marta będzie chciała zjeść. Szkoda mi syna, niech przynajmniej trochę odpocznie!
Główne zdjęcie: youtube