Mam na imię Wiktoria. Rok temu poznałam Aleksandra. Spotykaliśmy się przez rok, a potem zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Mieszkamy razem już od roku. Nie jesteśmy małżeństwem. Po prostu tego nie potrzebujemy. Byłam już mężatką, Aleksander ma byłą żonę.
Mam trzydzieści dwa lata. Mam syna z pierwszego małżeństwa - Jacek ma siedem lat. Aleksander ma trzydzieści pięć lat i pięcioletnią córkę Anię. Chcieliśmy z Aleksandrem wziąć ślub za trzy lata i mieć wspólne dziecko.
Aleksander zostawił żonie mieszkanie. Jego była żona oddała część pieniędzy za mieszkanie, a część pieniędzy wpłacono na poczet alimentów.
Aleksander odwiedza Anię i kupuje jej ubrania i zabawki. Czasami była żona zawozi córkę do rodziców Aleksandra, gdzie on spotyka się z córką. Nie mam nic przeciwko temu.
Uzgodniliśmy z Aleksandrem, że Ania już ma matkę, więc wcale nie muszę jej poznać. Aleksander dobrze dogadywał się z moim synem i to mi odpowiadało. Mój były mąż nigdy nas nie odwiedzał. Płacił alimenty, latem zabierał Jacka na dwa tygodnie do domku letniskowego swoich rodziców.
Mieszkaliśmy w moim mieszkaniu, które odziedziczyłam wiele lat temu. Wszystko było w porządku.
Jednak pół roku temu wszystko się zmieniło. Pewnego dnia Aleksander przyszedł do domu ze swoją córką. Jego była żona zachorowała i trafiła do szpitala. Rodzice Aleksandra wyjechali do krewnych.
Oczywiście nie wyprosiłam ich z domu. Nie jestem potworem. Ania została z nami przez całe dwa tygodnie. Nie było łatwo. Ania jest dobrą dziewczynką: spokojną i dobrze wychowaną. Ale to wciąż cudze dziecko: ma swoje przyzwyczajenia i preferencje co do jedzenia. Do tego nie udało im się zaprzyjaźnić z Jackiem.
Z czasem Ania zaczęła pojawiać się u nas coraz częściej.
Była żona Aleksandra powiedziała do niego:
- Ułożyłeś sobie życie! Ja też chcę być szczęśliwa. Moja matka nie chce opiekować się wnuczką. Ty jesteś jej ojcem i to twój obowiązek. Więc będziesz zabierał Anię na cały weekend. Jestem z nią przez cały tydzień. Czy nie mam prawa do przynajmniej wolnego weekendu?
Wtedy Ania zaczęła mieszkać z nami w weekendy. Oczywiście bardzo mi się to nie podobało. Musiałam opiekować się cudzym dzieckiem. Sprawiało mi to wiele kłopotów i problemów.
Później zaczęła przyjeżdżać do nas matka Aleksandra. Po co? Żeby zobaczyć wnuczkę. Jeśli tak bardzo za nią tęsknicie, proszę ją zabrać do siebie na cały weekend.
Pani Beata przychodziła do nas i zaczynała wypytywać Anię: co jadła, czy była kąpana?
- Dlaczego miałabym kąpać Anię? Przecież ona ma ojca!
- Ale to dziewczynka! To obowiązek kobiety!
- Ale ja jestem matką chłopca i go kąpię. I wszystko dobrze!
Teściowa nic nie odpowiedziała, ale wróciła do domu bardzo niezadowolona.
Dlaczego muszę to wszystko znosić?
Kiedy Aleksander wrócił do domu, od razu przeprowadziłam z nim poważną rozmowę:
- Jeśli twoja matka tak bardzo tęskni za wnuczką, to niech ją zabierze na cały weekend. Nie musi przychodzić do mojego domu i sprawdzać, co robię i w jaki sposób. Mam swoje zasady i swoje przyzwyczajenia.
I nie zamierzam ich zmieniać dla twojej córki i twojej mamy.
- Ale jestem ojcem. Dziadkowie nie mogą zastąpić dziecku rodziców.
- Tak, zgadzam się z tym. Ale od początku zawarliśmy umowę: Ania nie będzie do nas przychodzić.
Potem Ania nie przychodziła do nas przez ponad miesiąc. Któregoś razu Aleksander znowu przyprowadził swoją córkę.
- Czy Ania może zostać dziś na noc? Po prostu nie mam innego wyjścia!
Zgodziłam się. Była sobota. Bardzo chciałam dobrze się wyspać w niedzielę. Od razu więc ustaliliśmy z Aleksandrem, że wstanie rano, jak tylko jego córka się obudzi, nakarmi ją śniadaniem i sam będzie się z nią bawił. Ja natomiast chcę sobie spokojnie pospać. W swój wolny dzień mam do tego pełne prawo.
Aleksander się zgodził. Rano obudził mnie krzyk Ani:
- Hurra! Babcia przyjechała!
Spojrzałam na zegarek. Była dopiero siódma rano. Nie mogłam zrozumieć: jaka babcia? Odpowiedź na moje pytanie przyszła bardzo szybko: zaledwie dziesięć minut później. Teściowa weszła do mojego pokoju i zapytała:
- Wiktoria, gdzie masz trzepaczkę? Chciałam zrobić naleśniki dla Ani!
Byłam wściekła! Pani Beata nie chciała zabrać do siebie wnuczki na noc. Co innego przyjechać wcześnie rano z drugiego końca miasta, aby zrobić wnuczce naleśniki!
- Proszę zabrać swoją wnuczkę i wyjść z mojego mieszkania! Może Pani zrobić naleśniki w swoim domu!
- Jak można się tak zachowywać! Jesteś niemiła! Synu, dlaczego nic nie mówisz? Ona wyrzuca mnie i twoją córkę z domu!
- Co on może powiedzieć? To jest mój dom! Chciałam się wyspać w swój wolny dzień, a nie mam takiej możliwości!
- Przecież wiedziałaś, że Olek ma dziecko!
- Tak! Ale mieliśmy umowę, że jego córka tu nie będzie przychodzić. Nigdy! Jednak ona tu praktycznie mieszka! Więc proszę spakować swoje rzeczy i wyjść stąd!
Za dziesięć minut Aleksandra, jego córki i Pani Beaty nie było już w moim mieszkaniu.
Tydzień później Aleksander przyszedł do mnie i powiedział, że jest gotowy ożenić się ze mną i zostać ojcem mojego syna. Jedyne, co musiałam zrobić, to pokochać jego córkę i być gotowa się nią zaopiekować.
Dlaczego miałabym to robić? Odrzuciłam propozycję Aleksandra.
Moje przyjaciółki bardzo się na mnie złoszczą: mówią, że przez to straciłam Aleksandra. To prawda. Ale to o wiele lepsze niż zyskać bezczelną teściową i dziecko, którego nigdy nie będę w stanie pokochać.
Aleksander sam naruszył naszą umowę i dlatego się rozstaliśmy. To nie była moja wina.
Główne zdjęcie: zerkalo.cc