Powiedziałam jej: "Wynocha!". I wyrzuciłam ją za drzwi.
Słowo "teściowa" zawsze kojarzyło mi się negatywnie. Może dlatego, że w moim otoczeniu nie było kobiet, które miałyby szczęście z matką męża, a słyszałam co najmniej kilkanaście historii o rozwodach z jej powodu. Puenta w zasadzie zawsze była ta sama: "Nie polubiła mnie od pierwszego wejrzenia". A potem były już tylko intrygi tych pozornie zwyczajnych kobiet, które znalazły się po różnych stronach barykady ze swoimi synowymi.
Ta sama historia przydarzyła się mnie. Byłam młoda i naiwna. Myślałam, że prawdziwej miłości nigdy nie da się zniszczyć. Może i faktycznie nie da się jej doszczętnie zniszczyć, ale zasiać wątpliwości w głowach małżonków już owszem.
Do ostatniej chwili zwlekałam ze spotkaniem z matką męża. Nie, nie byłam negatywnie nastawiona, po prostu się bałam. Prawdopodobnie intuicja. Nasze pierwsze spotkanie odbyło się przed wyjazdem mojego przyszłego męża do wojska. Uznałam, że nie możemy dłużej czekać i będzie to dobry moment, aby poznać się na pożegnaniu. Myślałam, że w trakcie przygotowań do tego wydarzenia, tematy do rozmów same się pojawią. W końcu jestem dorosła, mam wiele koleżanek w wieku 50+, czy nie znajdę wspólnego języka z matką mojego ukochanego? Błogosławiony, kto wierzy...
Ale niestety efektem tego spotkania było moje przekonanie, że ta kobieta nie tylko mnie nie lubi, ona mnie po prostu nienawidzi. Nie wiem tylko dlaczego. Przez cały dzień zmywałam naczynia, pomagałam w gotowaniu i załatwiałam wszystkie sprawy. Nie wiem, co i w którym momencie poszło nie tak. Wtedy postanowiłam się nad tym nie zastanawiać i po prostu czekać na powrót mojego ukochanego z wojska.
Minął rok. Po jego powrocie zaczęliśmy mieszkać razem. Z teściową się nie układało: dla niej miałam dwie lewe ręce, byłam głupia i takie tam. Zawsze starałam się, żeby mnie polubiła. I na nic... Gdybym wiedziała, co mówiła o mnie swoim znajomym, już wtedy zachowałabym się inaczej.
Rok później wzięliśmy ślub, nie mieliśmy wesela, ale mieliśmy małe przyjęcie - moja teściowa nalegała. Rodzice mojego męża są rozwiedzeni i mieszkaliśmy z jego ojcem. Jednak mamie mojego męża udało się zepsuć nasz związek nawet na odległość. Regularnie zarzucała mi, że nie czekam na męża z wojska, tylko robiłam Bóg wie co. Byłam złą gospodynią, wszystko robiłam źle. Jej słowa mnie raniły. Gotowałam pierwsze danie, drugie, kompot i deser, codziennie sprzątałam. Pomagałam teściowej w każdej wolnej chwili. Starałam się ją zadowolić pod każdym względem, ale ona mnie tylko obrażała.
Potem zapragnęła mieć wnuczkę, a my wtedy nie planowaliśmy dzieci. Wtedy teściowa zaczęła mnie oskarżać o bezpłodność i robiła to po cichu, żeby nikt nie słyszał. Kiedy powiedziałam o tym mężowi, rzucił się, by się z nią skonfrontować. Ale ona krzyczała, że tego nie powiedziała, obwiniała mnie o chęć zrujnowania jej relacji z synem. Powtarzała mu, że jestem zła. On jednak na wszystkie skargi odpowiadał, że mnie kocha i nie ma nic przeciwko temu.
Wydawało mi się to błędnym kołem. Moja samoocena spadała i czułam się tak, jakbym zapomniała, że mam wyższe wykształcenie i karierę, że tak naprawdę jestem człowiekiem. Płakałam po nocach, a każde spotkanie z teściową było dla mnie torturą. Tak minęło pięć lat... w ciągłym stresie i niezadowoleniu z siebie! I to pomimo faktu, że moje życie było wspaniałe: kochający mąż, ciekawe zajęcia i lojalni przyjaciele. Ale moja teściowa zdołała mnie przekonać, że jestem bezwartościowa.
Zepchnęłam siebie do roli ofiary. Pozwalałam się poniżać i obrażać. Moja teściowa nie stroniła od rozsiewania plotek na temat moich rodziców. Kiedy skonfrontowałam to z nią przy świadkach, dowiedziałam się tak wiele o sobie... Ta kobieta zawsze była pełna negatywnego nastawienia, nawet do swoich przyjaciół. Jest wampirem energetycznym, który zaczyna żyć, gdy uda mu się doprowadzić kogoś do łez.
Po pięciu latach moja matka nie mogła już tego znieść. Poradziła mi, żebym przestała rozmawiać z teściową. Długo się nad tym zastanawiałam: jak mogę przestać z nią rozmawiać, skoro jest matką mojego męża. I tak musiałybyśmy się spotkać. Ale moja teściowa sama rozwiązała ten dylemat: przyszła do mnie po tym, jak znowu powiedziała coś złego o moich rodzicach. Byłam w zaawansowanej ciąży, która przebiegała ciężko, a do domu wtargnęła wariatka i zaczęła krzyczeć i poniżać mnie, wymachując rękami. Powiedziałam jej tylko płochliwie: "Wynocha!".
Była zaskoczona. Ale mój głos stał się silniejszy i z pewnością siebie wypchnęłam ją za drzwi. Nie była na to gotowa, a ja, szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego po sobie. Coś we mnie drgnęło i stało się jasne, że to moje życie i to ja decyduję, z kim chcę rozmawiać. Jeśli kogoś nie lubię, nie powinnam przebywać w jego towarzystwie. Nikt nie może obrażać moich rodziców, a tym bardziej działać mi na nerwy w ciąży.
Tej nocy miałam poważną rozmowę z mężem, do której się przygotowałam: wiedziałam, co powiem i jakich argumentów użyję. Mój mąż jest wyrozumiałym człowiekiem. Bardzo dobrze zna swoją matkę i wysłuchał mnie.
Od trzech lat śpię spokojnie. W moim życiu nie ma wiecznego stresu. Jestem pewna siebie i cieszę się życiem. Z teściową widuję się od czasu do czasu, ale rozmowa ogranicza się do pozdrowień i ogólnych zwrotów. Jest w kontakcie z wnuczką, ale to ja decyduję, kiedy i gdzie mogą się zobaczyć. Nie ingeruję w ich relacje: jako babcia jest wspaniała i kocha dziecko.
Nie mam wyrzutów sumienia, że nie rozmawiam z teściową. Nawet jeśli to nie jest ludzkie, jak mówią niektórzy, to tak jest dla mnie lepiej. To nie ja wszystko zepsułam. Szanuję moją teściową i jestem jej wdzięczna za mojego męża, ale na tym moja wdzięczność się kończy. Dziewięć lat życia z moim ukochanym mężczyzną jest cudowne. Szkoda tylko, że pięć z nich zostało zepsutych przez wybryki mojej teściowej.
Główne zdjęcie: youtube