Jesteśmy z mężem w związku małżeńskim od 4 lat i mamy małego syna. Przez długi czas mieszkaliśmy razem z jego mamą. Niedawno przeprowadziliśmy się, ponieważ mieszkanie razem było już nie do zniesienia. Przez 4 lata ciągle się kłóciliśmy tylko ze względu na jego mamę, która co miesiąc szukała powodu do kłótni.

Na przykład - nie zwracanie na nią uwagi, pozostawienie rzeczy w nieodpowiednim miejscu i tym podobne. Teściowa cały czas mówiła do syna, aby znalazł dla niej oddzielne mieszkanie. Od razu po tym, jak mąż wracał po pracy, wołała go do siebie i tylko o tym rozmawiali.

Moja teściowa miała udar wiele lat temu, jedna strona ciała była osłabiona, a do tego miała problemy z mówieniem, więc mieszkaliśmy razem. Mój mąż jest bardzo zależny od swojej mamy i jej opinii, nie może bez niej żyć.

Ostatnim razem miałam dość tolerowania tego i po prostu zaczęłam pakować swoje rzeczy. Poinformowałam o tym męża, od razu wrócił z pracy i poszedł do mamy by z nią porozmawiać. Potem wyszedł, chciał coś powiedzieć, tyle że od razu wyszła jego mama, zobaczyła moje rzeczy i zaczęła krzyczeć i zbierać moje rzeczy.

Wtedy mój syn spał, ale się obudził przez to, że jego babcia krzyczała. No dobrze, dotykała moje rzeczy, ale też zaczęła pakować rzeczy swojego wnuka i mówić, żebyśmy się wynosili. Mąż postanowił zawieźć nas na jakiś czas do moich rodziców, dopóki nie znajdziemy mieszkania.

Byłam tak wściekła, że wyrzucili nas z domu razem z synem. Chciałabym wyjaśnić, że nawet nie krzyczałam, nic nie powiedziałam do teściowej, po prostu milczałam jak zawsze. Po co mam się kłócić z chorą osobą.

Mąż przez długi czas nie mógł znaleźć mieszkania, a ja zdałam sobie sprawę, że jeśli sama nie znajdę, to zajmie mu to mnóstwo czasu. Znalazłam mieszkanie, wtedy mąż zdecydował, że będzie tam mieszkać jego matka, która miała znacznie mniej rzeczy, a my musieliśmy zabierać ze sobą nawet meble, ponieważ moi rodzice urządzili mieszkanie jeszcze przed ślubem.

Mieszkamy osobno dokładnie od dwóch tygodni. Zanim przywiozłam tu dziecko, przyszłam i posprzątałam całe mieszkanie, ponieważ panował w nim bałagan. Już od dwóch tygodni mieszkamy osobno, a mój mąż chce zabierać syna na weekendy do babci.

Nie zabraniam, ale nie bardzo mi się podoba ten pomysł. Ponieważ sposób, w jaki się zachowuje teściowa, świadczy o lekceważącej postawie. Wyrzuciła nie tylko mnie, ale i swojego wnuka. A teraz chce się z nim zobaczyć.

Kiedy mieszkaliśmy razem, nie pomagała mi z synem, ani jednego razu. Nawet się z nim nie bawiła, tylko siedziała przy laptopie i rozmawiała z mężczyznami. Po co zabierać tam naszego syna?

Do syfu, gdzie ciągle jest brudno (moja teściowa nigdy nie dbała o porządek, miała nawet karaluchy w mieszkaniu gdy się tu wprowadziłam), żeby siedzieć w laptopie i nie zwracać uwagi na wnuka?

Jeśli bardzo chce zobaczyć wnuka, to niech przyjedzie do nas. Uważam, że na ten moment to idealne rozwiązanie. Chyba że ja pójdę razem z synem do niej. Tyle że mój mąż nie chce, mówi, że sam odwiezie syna.

Krewni mojego męża są bardzo dziwni. Jego babcia przez cały ten czas nawet nie interesowała się prawnukiem, nie przychodziła go odwiedzać, a teraz codziennie jeździ do córki i spędza z nią czas. Wcześniej było zupełnie inaczej, gdyż traktowali mnie jako opiekunkę i byli zadowoleni.

Teraz muszą do niej jeździć i spędzać z nią czas, ponieważ jest sama. Myślę, że gdyby zwrócili na nią uwagę wcześniej, może byłaby dla mnie milsza, ponieważ znają ją lepiej. Tyle że postanowili zrzucić na mnie wszystkie obowiązki i zniknęli. A teraz ciągle do niej jeżdżą. Nie mam im tego za złe, ale myślę, że to był ich błąd, gdyż to sprawiło, że tak bardzo ją rozpieścili.

Zawsze mi mówili: „Bądź cierpliwa, a wszystko się ułoży. Ona jest chorą osobą, kiedyś zachowywała się inaczej”. Myślę, że ludzie nie zmieniają się. Ona taka już była, tylko ze względu na chorobę stała się nie do wytrzymania. Nie jest taka święta.

Piszę tutaj tylko dlatego, że jestem zagubiona i nie wiem, co mam robić. Rozumiem, że nie można im zabronić widywać wnuka, ale wydaje mi się, że wcale tego nie chcą. Gdy syn był po szczepieniu, nagle zaczął się skarżyć na nogę. Nikt ani razu nie zadzwonił, żeby się dowiedzieć, jak się czuje. Jedynie próbują zwrócić uwagę na siebie.

Główne zdjęcie: planet