Czyżby to nadal trwa kryzys wieku średniego? Moja żona ma 56 lat, ja 58. Jesteśmy małżeństwem od ponad 30 lat, mamy dwoje dzieci. Znamy się jak własną kieszeń, ale ostatnio bardzo się zmieniła. Nie chodzi o to, że się pokłóciliśmy. Nie. Ale czasami nie wiem, czy chce mi się płakać, czy śmiać z jej niedojrzałości. Dlaczego tak się dzieje?
Rok temu młodszy syn w końcu zebrał się na odwagę i podjął wszystkie niezbędne zobowiązania, których prawdziwy mężczyzna musi dotrzymać. Ożenił się i osobiście bardzo się z tego cieszę. Dobrze im się powodzi, mają wystarczająco dużo pieniędzy, więc nie doświadczają żadnych trudności i mieszkają oddzielnie od nas.
Starsza córka od dłuższego czasu jest mężatką i zdążyła nawet urodzić dziecko. Śliczną małą dziewczynkę, którą szalenie kochamy. Cóż, jak mogłoby być inaczej, w naszym wieku małe dzieci stają się jeszcze bardziej kochane i bliższe naszym sercom. Zwłaszcza jeśli chodzi o własną rodzinę. Ogólnie rzecz biorąc, naszym dzieciom dobrze się powodzi, odnalazły swoją drogę w życiu i pewnie nią podążają. W związku z tym, pomyślałem, w końcu możemy z żoną trochę odpocząć.
Ale moja żona, wręcz przeciwnie, postanowiła, że teraz, kiedy syn i córka mieszkają osobno, powinna zmienić się nie do poznania w prawdziwą zołzę. Zaczęła często chodzić do dzieci, proponując im pomoc w obowiązkach domowych.
Sytuacja, która miała miejsce z udziałem córki, wcale nie była przyjemna. Żona zaczęła jej mówić, jak ma wychowywać własne dziecko, jak je kąpać, karmić i czego uczyć. Córka naturalnie miała tego wszystkiego dość i poprosiła o tym, by matka przez jakiś czas nieprzychodziła do nich. Doskonale ją rozumiem. Komu się podoba wysłuchiwać jak okropną jest się matką, a do tego nie zatracić resztki samokontroli? Wiem, jaką potrafi być małżonka.
Podobnie było z synem. Tak, nie ma jeszcze własnych dzieci, ale to nie powstrzymało mojej żony. Zaczęła opowiadać synowej o tym, jak należy dbać o dom. Mycie okien octem, cerowanie skarpet i tak dalej. Tyle że synowa mówiła do niej: „Czekamy na dostawę, proszę zostać u nas chwilę dłużej. Albo chodźmy na spacer, tylko włączę robot sprzątający, bo jest bardzo głośny”. Żona była tak zbulwersowana, że opowiedziała o tym przez telefon wszystkim znajomym.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak to może wyglądać. Co złego jest w tym, że matka nadal opiekuje się swoimi dorosłymi dziećmi - jest rodzicem, to jej obowiązek. Tyle że po jakimś czasie masz pełne prawo zacząć się złościć i irytować. Wszystko kręci się wokół dzieci. Jak sobie radzą, czy wszystko z nimi w porządku? Co jeśli u syna pojawi się dziecko? Przecież nie poradzi sobie ze wszystkim? Czy nie byłoby lepiej, gdyby zamieszkali z nami? Rozumiesz o co mi chodzi, prawda?
Jak każdy normalny człowiek, zawsze mam niewielkie oszczędności na czarną godzinę. Ze względu na to, że nie mam szczególnie złych nawyków i nie wydaję zbyt wiele, w pewnym momencie zgromadziłem wystarczającą ilość pieniędzy.
Co powinienem zrobić w takim przypadku? Oczywiście wydać. Zanim dopadnie inflacja. Ogólnie rzecz biorąc, obliczyłem i okazało się, że możemy z żoną spokojnie wyjechać gdzieś na wakacje, gdzie jest ciepło i nie za drogo. Na tydzień, a może nawet na 10 dni. Spędzimy czas komfortowo i bez zbędnego stresu.
Właśnie chciałem przedstawić ten pomysł mojej żonie, gdy podzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami, że byłoby dobrze, gdybym sprzedał swój stary samochód i podzielił pieniądze między dzieci. Benzyna drożeje z każdym dniem, nie musimy nigdzie jeździć samochodem. Do tego jestem już za stary, żeby jeździć do lasu jak kiedyś. Na moje obiekcje odpowiedź była taka sama: „Nic nie rozumiesz, jesteś starym egoistą, nie kochasz dzieci”.
W każdym razie miałem tego dość, więc przemilczałem o moim pomyśle na wakacje. Gdyby się dowiedziała, zabrałaby te pieniądze. Taki ma charakter. Muszę się przyznać, że czasami się jej boję. Nigdy nic nie wiadomo. Ale muszę podjąć decyzję, gdyż nie zabiorę tej kasy ze sobą do grobu.