Przyjaciółka z mężem zaprosili do siebie. Powiedzieli, że będzie dużo ludzi... Mówię: nie zapraszajcie, będzie gorzej. Nie lubię ludzi. Jestem socjopatką. Nalegali, żebym przyszła. Cóż, postanowiłam przyjść. Wypiliśmy, zjedliśmy. Wszyscy zaczęli rozmawiać.
Wszyscy rozmawiają, a ja nic nie mówię. Zaczynają mnie wypytywać o różne bzdury. Nie pytajcie mnie o nic - powiedziałam. Nie lubię rozmawiać. Pewien człowiek pół godziny spędził na gadaniu o manierach i o tym, jak trudno jest żyć, gdy ludzie wokół nie wiedzą, jak się zachować czy ubrać. Pyta mnie co o tym myślę. Trzy razy z rzędu. No to powiedziałam, że myślę, że na jego miejscu nie założyłabym tej koszuli jego mamy, nawet idąc w gości, nawet pod marynarkę taty... I nie jadłabym sałatki z salaterki. Położyłabym sobie na talerz. I... No cóż, nie wysłuchał do końca, szybko wyszedł, a nawet uciekł. No a co? Jestem bardzo szczerą osobą.
Kolejna osoba. Przez większość czasu mówiła o zdrowym odżywianiu i narzekała, że nic zdrowego nie ma na stole. Zapytała mnie, co o tym myślę. Kilka razy. No to powiedziałam, że na pewno jest przykładem zdrowego odżywiania, przecież sama jest pulchna. I tak, nie ma nic odpowiedniego dla niej. Już nie ma. Szczególnie po jej stronie stołu. Wszystko zjedzone. Postanowiła wrócić do domu, właśnie kończąc jeść bułeczkę z mięsem. No a co? Zawsze mówię prawdę.
I wtedy ponownie ktoś zapytał. Była to grupa kobiet, jedna opowiadała o swoim powodzeniu wśród mężczyzn. Na wakacjach. W Turcji. W Hiszpanii. Z masażystami i kelnerami. Opowiadała bardzo głośno. Do tego zapytała mnie, niestety, jak mi się układa z mężczyznami. Cóż, powiedziałam jej, że nie mam takiego powodzenia. Tego lata nie uszczęśliwiłam ani jednego faceta. Ani w Turcji, ani w Hiszpanii. Chyba chodzi o pieniądze. Jestem skąpą socjopatką.
Wszyscy nagle postanowili pojechać do domu. Zrobiło się cicho... Byliśmy tylko my. Ja, przyjaciółka, jej mąż. I babcia.
- Co za szczęście - powiedziała moja przyjaciółka. - Jak wcześnie wszyscy wyszli. Po raz pierwszy.
- Zaraz przyniosę wiśniówkę, sam zrobiłem, zostawiłem ją dla nas - powiedział mąż przyjaciółki.
Wypiliśmy nalewkę i patrzyliśmy na zachód słońca. To było urocze. Było cicho i przyjemnie.
- Dziękuję za zaproszenie - powiedziałam. - Było cudownie.
- Przyjeżdżaj częściej - mówili.
Przyjadę. Jestem wdzięczną osobą.
Główne zdjęcie: fit4brain.com