Mamo, będę ojcem - powiedział mój syn. Prawda, jest tylko jeden drobny problem - Kasia o tym nie wie.
Najpierw się uśmiechnęłam. Myślałam, że żartuje. Ale kiedy spojrzałam mu w oczy, zrozumiałam, że mówi poważnie. Nie było w nich uśmiechu, tylko bladość i strach. Poczułam, jak kręci mi się w głowie.
Kasia - jego żona, moja ukochana synowa. Kobieta, która postawiła go na nogi po szalonych studenckich latach, nauczyła odpowiedzialności, stworzyła mu dom. Zawsze powtarzałam, że to najlepsze, co go w życiu spotkało. A teraz siedział przede mną mój syn i marzyłam, żeby cofnąć czas choćby o pięć minut. Nie usłyszeć tego.
"Jak to rozumieć?" zapytałam cicho, choć przeczuwałam odpowiedź.
"Jest w ciąży" - powiedział, patrząc w blat stołu.
"Kasia?"
Pokręcił głową.
"Nie. Inna kobieta."
Zapadła cisza. Taka, co aż dzwoni w uszach. Słyszałam tylko tykanie zegara i własne serce, które waliło jak młot.
"Jak mogło do tego dojść?"
"Nie wiem. Po prostu się stało."
To "po prostu" mnie rozwścieczyło. Nic się nie dzieje "po prostu". Zdrada to nie przypadek. To decyzja. Sekunda, która dzieli życie na "przed" i "po".
"Mamo" - powiedział cicho - "nie chcę, żeby Kasia się dowiedziała. Kocham ją. Tamta… niczego ode mnie nie chce. Urodzi dziecko i tyle. Szanuję to."
"Szanujesz?" powtórzyłam z goryczą. "A kiedy to dziecko dorośnie i zapyta, kto jest jego ojcem, co mu powiesz? Że tata miał słaby moment?"
Podniósł wzrok, w oczach miał łzy.
"Wiem. Popełniłem błąd. Straszny. Ale sobie poradzę. Tylko proszę, nie mów nikomu. Nie chcę stracić Kasi."
Patrzyłam na niego - mojego dorosłego syna, którego całe życie chroniłam. Kiedyś przysięgał, że nigdy nie stanie się takim mężczyzną jak jego ojciec, że nigdy nie okłamie kobiety. A teraz siedział przede mną, trzydziestoletni, przygnieciony własną winą, i nie wiedziałam, co boli bardziej - jego grzech czy moja bezsilność.
Kiedy wyszedł, długo siedziałam przy kuchennym stole, patrząc w zimną herbatę. Za oknem zapadał zmierzch, światła z ulic odbijały się w szybie, a w mojej głowie wciąż brzmiała jedna myśl: Kasia o tym nie wie.
Nie wiem, jak długo tak siedziałam. Może godzinę, może dwie. W końcu wstałam, otworzyłam lodówkę, ale jedzenie miało smak papieru. Włączyłam telewizor, ale obraz i dźwięk wydawały się z innego świata.
Wieczorem przyszła wiadomość od Kasi: "Mamusiu, możemy wpaść w sobotę? Tomek ma dla ciebie niespodziankę!"
Zrobiło mi się słabo. Jaką niespodziankę?
Zasnęłam dopiero nad ranem, niespokojnie. Śniło mi się dziecko w kołysce, które patrzyło na mnie obcymi oczami i wołało: "Babciu". A ja nie wiedziałam, czyje to dziecko.
Rano obudziłam się z bólem głowy i myślą, żeby zadzwonić do Tomka, kazać mu powiedzieć prawdę. Ale co, jeśli Kasia się załamie? Przecież ona w niego wierzy. Zawsze mówiła: "Twój syn to najlepszy mąż na świecie."
Otworzyłam okno, do kuchni wpadł chłodny powiew. Warszawa budziła się do życia. Ludzie spieszyli do pracy, świat toczył się dalej. Tylko mój się rozpadł.
Przez cały dzień działałam jak automat - sprzątałam, gotowałam, rozmawiałam z ludźmi - ale myślami byłam gdzie indziej. Co, jeśli to się wyda? Co, jeśli ktoś coś powie? Co, jeśli tamta kobieta kiedyś przyjdzie?
Wieczorem nalałam sobie kieliszek wina i wypiłam go jednym haustem. Spojrzałam w lustro i powiedziałam na głos: "Może to, co zrobił, było błędem. Ale to, co zrobię ja, może ten błąd powiększyć."
I wtedy po raz pierwszy pomyślałam: a może prawdę powinna poznać właśnie Kasia?
Sobota nadeszła za szybko. Upiekłam szarlotkę, ale ręce mi się trzęsły. Gdy rozległ się dzwonek, serce zabiło jak szalone.
"Cześć, mamo!" - Tomek się uśmiechał. Kasia jak zawsze piękna - jasne włosy, błyszczące oczy, w ręku bukiet tulipanów.
"Żeby ci było wiosenniej w domu" - powiedziała.
Gdyby tylko wiedziała.
Usiedliśmy do stołu. Rozmawialiśmy o drobiazgach - o pracy, o wakacjach, o samochodzie. A ja słyszałam w głowie tylko jedno: "Będę ojcem. Kasia o tym nie wie."
Każdy jej gest czułości bolał. On uśmiechał się, ona ściskała go za rękę, a ja miałam ochotę krzyczeć.
Po obiedzie Kasia wstała i powiedziała: "Następnym razem upiekę ci coś specjalnego, mamo. Może tort dla trojga?"
Uśmiechnęłam się. Ale w środku pękało mi serce.
Wieczorem Tomek zadzwonił.
"Mamo, dziękuję, że nic nie powiedziałaś."
"Tomek, jak długo myślisz, że to się da ukryć?"
"Mam nadzieję, że zawsze."
Parsknęłam gorzkim śmiechem. "Zawsze? Takie rzeczy zawsze wychodzą na jaw."
"Nie chcę o tym rozmawiać" - przerwał. - "Tamta kobieta, Aneta, wyjeżdża z Warszawy. Chce mieć spokój. To najlepsze rozwiązanie."
"A dziecko?"
"Urodzi i wychowa sama. Niczego ode mnie nie chce."
"A ty potrafisz z tym żyć? Że gdzieś będzie chodzić twoje dziecko?"
Zamilkł. "Muszę."
Minęły tygodnie. Kasia często się odzywała - wysyłała zdjęcia, wiadomości. Pewnego dnia zaprosiła mnie na obiad, tylko we dwie. Siedziałyśmy w małej kawiarni na Mokotowie, słońce odbijało się w jej włosach.
"Próbujemy już od pół roku" - powiedziała z uśmiechem. - "Ale wierzę, że się uda."
Omal nie upuściłam filiżanki.
"Na pewno się uda" - wyszeptałam.
"Tomek będzie cudownym tatą."
Nie mogłam złapać oddechu. On już nim był. Tylko ona o tym nie wiedziała.
Później powiedział, że Aneta naprawdę wyjechała, do rodziców pod Kraków. "Napisała, że da sobie radę sama" - mówił. "A z Kasią… jest dobrze. Jak dawniej."
"Tomek," - powiedziałam cicho - "to się nie da tak po prostu wymazać. Kłamstwo zawsze wraca."
"Pomóż mi to utrzymać w tajemnicy, mamo. Proszę."
Od tamtej pory bałam się każdego telefonu. Każdego dzwonka do drzwi. Miałam wrażenie, że za chwilę stanie w nich Kasia i zapyta: "Dlaczego mi nie powiedziałaś?"
I rzeczywiście - przyszła pewnego dnia. Blada, z pustym spojrzeniem.
"Mogę wejść?" - zapytała.
Usiadła przy stole.
"Tomek dziwnie się zachowuje. Jest nerwowy, unika mnie. Myślałam, że chodzi o pracę, ale… czuję, że coś ukrywa."
Serce ścisnęło mi się w piersi. "Pewnie ma za dużo na głowie" - powiedziałam niepewnie.
"Może. Ale boję się, że przede mną coś ukrywa."
Chciałam krzyknąć: tak, ukrywa! Ale nie potrafiłam. Patrzyłam na jej dobre, ufne oczy i milczałam.
Kiedy wyszła, wiedziałam, że od tej chwili ta tajemnica nie należy już tylko do niego. Jest też moja. Żyję w niej każdego dnia.
Kilka dni później Kasia znowu zadzwoniła. Jej głos był spokojny, ale drżał.
"Znalazłam coś w telefonie Tomka. Starą wiadomość. O jakiejś ciąży. Chcę, żeby mi powiedział prawdę. Ale nie wiem, jak."
Patrzyła na mnie z nadzieją i bólem.
"Kasiu" - powiedziałam cicho - "niektóre prawdy bolą. Ale życie w kłamstwie boli bardziej."
Jej oczy napełniły się łzami.
"Czyli… to prawda?"
Nie odpowiedziałam. Wzięłam ją tylko za rękę. Zrozumiała.
Wieczorem zadzwonił Tomek.
"Powiedziałem jej wszystko" - wyszeptał. - "Nie mogłem już dłużej udawać."
"I co ona?"
"Wyszła. Nic nie powiedziała. Po prostu wyszła."
Płakałam długo. Za nimi obojgiem. Za tą trzecią też. Bo w takich historiach nikt nie wygrywa.
Następnego dnia Tomek przyszedł. Wyglądał jak cień.
"Co mam robić, mamo?"
"Już zrobiłeś to, co trzeba" - odpowiedziałam. - "Powiedziałeś prawdę."
"Ale ją straciłem."
"Może. Ale gdybyś kłamał dalej, straciłbyś samego siebie."
Po kilku dniach przyszła Kasia. "Wiem, że pani wiedziała" - powiedziała spokojnie.
Nie zaprzeczałam.
"Dlaczego mi pani nic nie powiedziała?"
"Bo nie chciałam zniszczyć czegoś, co jeszcze mogło się uratować."
Uśmiechnęła się smutno. "I udało się?"
"Nie."
"Nie mam już w sobie tej samej wiary" - dodała po chwili. - "Ale może kiedyś nauczę się z tym żyć."
Minęły miesiące. Pewnego dnia Tomek zadzwonił z Krakowa.
"Urodził się" - powiedział.
"Chłopiec?"
"Tak. Ma na imię Adam."
Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie maleńkie dziecko, które nie ma pojęcia, że jego przyjście na świat zmieniło tyle istnień. Ale też - przyniosło prawdę.
"Mamo" - zapytał po chwili - "czy ja kiedykolwiek będę dobrym ojcem?"
"Będziesz, jeśli przestaniesz uciekać od swoich błędów. Trzeba je pamiętać, nie zapominać."
Rok później siedzieliśmy przy stole we trójkę - ja, Tomek i Kasia. Po raz pierwszy od dawna. Na stole herbata, ciasto, cisza. Ale inna - spokojna.
"Kupiłam nowy stół" - powiedziała Kasia. - "Zmieści się przy nim więcej osób."
Uśmiechnęłam się. Może właśnie o to chodzi - żeby po burzy zrobić miejsce dla nowych historii.
Kiedy wychodzili, Kasia odwróciła się w drzwiach.
"Mamo, jeśli kiedyś to dziecko dowie się, kto jest jego ojcem, chciałabym, żeby wiedziało też, że ten ojciec zrozumiał, co zrobił."
"Dowiedzą się" - odpowiedziałam. - "Bo ma też babcię, która nigdy tego nie zapomni."
Zostałam sama w kuchni. Patrzyłam na światła miasta w oknie. Wszystko się zmieniło, ale coś jednak zostało. Spokój po burzy.
I znów usłyszałam w myślach jego pierwsze słowa: "Mamo, będę ojcem."
Tym razem się uśmiechnęłam. Bo wiedziałam, że z tego błędu narodziło się coś więcej niż tylko dziecko. Narodziła się prawda. I może też druga szansa.
var adsinserter = adsinserter || {}; adsinserter.tags = ['fulladsnew'];