Pamiętam czasy, kiedy ciągle podwiązywałam pomidory - w miarę jak rosły, trzeba je było podwiązywać wielokrotnie.
Z czasem podpory stawały się za małe - trzeba było robić to od nowa. Przy trzech dużych szklarniach, podwiązywanie zajmuje ogromnie dużo czasu, przez co moje plecy były nadwerężone. W dodatku – upał, jaki panuje w szklarni. Są to rzeczy dobrze znane wszystkim ogrodnikom.
Ostatnio jednak całkowicie przestałam podwiązywać pomidory – od dziesięciu lat nie robię tego, a krzewy rosną bardzo dobrze, nie upadają, nawet kiedy są pokryte owocami.
Pomidory nie spadają na ziemię w szklarni, a krzewy są zdrowe i mocne. Chcę ci powiedzieć jak to osiągnęłam.
Podstawą jest odpowiednia odmiana pomidora. Nigdy nie sadzę bardzo wysokich rodzajów; wolę niskie, a najwyżej średnie.
Jeżeli użyjemy odmian wysokopiennych, krzewy są bardzo cienki i słabe, trzeba je koniecznie podpierać i podwiązywać, a rosną bardzo szybko. Dlatego właśnie musimy ciągle zmieniać podpórki – jest to bardzo kłopotliwe.
Z tego właśnie powodu wybieram niskie odmiany o grubej, mocnej łodydze które rosną dobrze i bez podwiązywania. Plony są zawsze obfite.
Aby łodyga wyrosła mocna, gruba, a nie cienka, oprócz odpowiednio dobranej odmiany konieczne jest karmienie azotem, a także zapewnienie wystarczającego oświetlenia w szklarni.
Po drugie, na wszelki wypadek kiedy pomidory zaczynają się pokazywać, pokrywam glebę sianem w szklarni – robię to na wypadek, gdyby pomidory zaczęły spadać na ziemię, nie zaczną gnić.
Oprócz tego, gleba pokryta sianem zatrzymuje wilgoć przez dłuższy czas po podlaniu. Jest to bardzo wygodne.
Główne zdjęcie: google.com