Wszystko było dobrze, dopóki nie zdecydowaliśmy się zrobić dobrego uczynku. Oczywiście źle się to skończyło zarówno dla mnie, jak i dla mojego męża. Małżonek pokłócił się z bratem i rodzicami, a teściowa uważa mnie za najgorszą i najbardziej merkantylną osobę. Nigdy więcej nie będę robić interesów z rodziną!
Mamy z mężem dwa mieszkania - jedno jest moje, które odziedziczyłam, a drugie, które razem z mężem kupiliśmy na kredyt hipoteczny. Kiedy staliśmy się rodziną, mieszkaliśmy w moim mieszkaniu. W zasadzie wszystko nam odpowiadało w dwupokojowym mieszkaniu, jednak było ono bardzo daleko. Aby dotrzeć do pracy, trzeba było zrobić kilka przesiadek.
Zastanawialiśmy się nad kupnem kolejnego mieszkania, ale ostatecznie nie podjęliśmy decyzji, gdyż było wiadomo, ile musimy zainwestować. Nie chcieliśmy się w to bawić, gdyż najpierw trzeba by było długo oszczędzać na wkład własny, a potem spłacać co miesiąc raty.
Jednak wszystko nagle się zmieniło - teściowa otrzymała spadek, następnie sprzedała nieruchomość i podzieliła pieniądze między synów. Co prawda ta kwota nie była astronomiczna, ale całkiem imponująca. Znów zaczęliśmy myśleć o kupnie mieszkania. Moi rodzice również dali nam pieniądze i zdecydowaliśmy się wziąć kredyt hipoteczny.
Kupiliśmy trzypokojowe mieszkanie, niezbyt duże, ale niedrogie i bardzo przytulne. Dzięki temu, że wpłaciliśmy duży wkład własny, miesięczna rata była całkiem niska. Przemyśleliśmy wszystko i postanowiliśmy, że chcemy jak najszybciej spłacić kredyt hipoteczny. W tym celu zrezygnowaliśmy na kilka lat z wakacji i zachcianek, wynajmowaliśmy moje mieszkanie, ale dzięki temu spłaciliśmy wcześniej kredyt hipoteczny.
Wszystko układało się bardzo dobrze - kiedy zostało spłacić kilka ostatnich rat, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byliśmy szczęśliwi! Kredyt hipoteczny został spłacony, mieliśmy własne trzypokojowe mieszkanie, mieliśmy też mieszkanie dla naszego przyszłego dziecka, mogłam spokojnie iść na urlop macierzyński - zarobki męża i pieniądze z wynajmu mojego mieszkania powinny wystarczyć na godne życie.
Jednak nie trwało to zbyt długo. Nie zdążyłam jeszcze wrócić do pracy, gdy przyjechała do nas teściową z synem, czyli młodszym bratem mojego męża. Okazało się, że szwagier z rodziną nie mają gdzie mieszkać, wyrzucili ich z wynajmowanego mieszkania. Natomiast teściowa mieszka daleko, a jego żona nie może znaleźć wspólnego języka z teściową.
Teraz proszą nas, żebyśmy pozwolili im zamieszkać w drugim mieszkaniu. Obiecują płacić na czas, dbać o porządek, nie przeszkadzać sąsiadom. Mąż powiedział, że mieszkanie należy do mnie, więc muszę podjąć decyzję sama. Potrzebowałam czasu by wszystko rozważyć i przemyśleć.
Nie przepadałam za szwagrem, moim zdaniem był zbyt infantylny, podobnie jak jego żona. Mają trzydziestkę na karku, lecz zachowują się jak dzieci. Przecież mają już dwójkę małych dzieci.
Szwagier wydał swoją część pieniędzy, którą dostał od matki, na samochód. Mieszkali w wynajętym mieszkaniu. Mąż radził mu, żeby też wziął kredyt hipoteczny, żeby mieć własny kąt, ale brat go zignorował.
- Jakie mieszkanie kupimy? Jednopokojowe? Nie mamy wystarczająco dużo pieniędzy na większy wkład własny. Po co mi jednopokojowe mieszkanie, gdy mam dwójkę dzieci? - Powiedział szwagier, bawiąc się kluczykami używanego samochodu.
Uważam, że można było kupić jednopokojowe, przynajmniej nikt nie mógłby wyrzucić z własnego mieszkania. Ale decyzja należała do nich, zresztą nie próbowaliśmy z mężem nikogo przekonywać, mieliśmy wystarczająco dużo spraw na głowie.
Teraz musimy pozwolić szwagrowi i jego rodzinie zamieszkać w naszym mieszkaniu, bo nie mają gdzie mieszkać. Nie podobał mi się ten pomysł, nieodpowiedzialność szwagra i jego żony, ale mąż przekonał mnie, żebym się na to zgodziła, w końcu jesteśmy rodziną. Zgodziłam się.
Poszłam na urlop macierzyński, urodziłam córkę i na jakiś czas nie interesowałam się finansami, wydatkami i innymi sprawami. Cała moja uwaga skupiła się na dziecku. Mój mąż nie mówił o żadnych problemach, a ja nie mieszałam się w te sprawy. Uznałam, że nie chcę zaprzątać sobie głowy błahostkami, więc gdy będzie coś ważnego, mąż mi o tym powie.
Jednak sześć miesięcy później zadzwoniła do mnie miła pani i zapytała mnie, dlaczego nie płacę za media. Powiedziała, że jeśli nie uregulujemy długu w ciągu tygodnia, pójdą do sądu. Byłam w szoku, gdyż szwagier miał opłacać media.
Po rozmowie z mężem okazało się, że on również nie wiedział, co się dzieje. Brat mówił, że płacił wszystko na czas. Okazało się również, że za czynsz płacił znacznie mniej niż było ustalone na samym początku.
- Nie gniewaj się, przecież starcza nam na życie, do tego dostałem podwyżkę w pracy. Teraz jest im ciężko, więc postanowiłem, że nic się nie stanie, jeśli będą płacić mniej - usprawiedliwiał się mąż. Nie wiedział jednak, że brat nie płaci za media.
Zadzwonił do brata i dał mu tydzień na spłatę długu, w przeciwnym razie będą musieli się wyprowadzić. Oczywiście nie mieli pieniędzy, o czym natychmiast nas poinformowali. Byli jednak pewni, że brat nie wyrzuci ich z dziećmi. Owszem, brat tego nie zrobił, ale ja tak.
Teraz cała ich rodzina mieszka z teściową, narzekają na nas z mężem, uważając, że jesteśmy bardzo złymi ludźmi. Nie dostrzegają swojej winy. Co z tego, że był to dług w wysokości kilku tysięcy, co z tego, że mieszkali w cudzym mieszkaniu i płacili bardzo mało, co z tego, że doprowadzili mieszkanie do takiego stanu, że część tapet trzeba było przyklejać na nowo.
Moja teściowa uważa, że mają rację. Przecież mają dzieci, więc mogą nie płacić i niszczyć cudzą własność. Nawiasem mówiąc, nikt nie oddał nam pieniędzy za media ani za zepsute rzeczy i tapety. Musieliśmy sami za wszystko zapłacić i naprawić.
Teraz mieszkają tam inni lokatorzy, którzy płacą na czas i przesyłają potwierdzenia. Lekcja na całe życie - nie rób interesów z rodziną.
Główne zdjęcie: youtube