Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że coś jest nie w porządku, jeśli śni ci się teściowa drugą noc z rzędu. Koszmar, co jest jeszcze bardziej przerażające, ponieważ wszystko się wydaje bardzo realistyczne i dezorientujące.

Szkoda, że mąż nie potrafi mnie zrozumieć i mimo że zgadza się ze mną, to nadal kontynuuje komunikować się z matką, jakby nic się nie stało. Co prawda nie przyłapałam go na gorącym uczynku, ale jestem tego przekonana.

Sprawa wygląda następująco. Jesteśmy młodą rodziną bez dzieci, rok temu się pobraliśmy. Oboje pracujemy, kochamy się i układamy sobie życie. Ignacy jest mi bardzo bliski, zarówno jako osoba, jak i partner. Ale jego matka czasami wywołuje mieszane uczucia.

Zanim się pobraliśmy, ciągle mówiła o dzieciach. Kiedy zamierzam urodzić jej wnuki? A może najpierw zajdę w ciążę, a dopiero potem pomyślimy o ślubie? Nie ma się czym martwić, Pani Elżbieta chętnie zaopiekuje się dzieckiem, nawet dwadzieścia cztery godziny na dobę. I tym podobne.

Mówiła to nie tylko do mnie, ale i do mojego przyszłego męża. Ignacy dobrze zna swoją matkę, lecz dla mnie takie zachowanie wydawało się dziwne, jeśli mam być szczera. W pewnym momencie oboje mieliśmy tego dość, że na jednym z rodzinnych spotkań Ignacy, nawet lekko podniesionym głosem, zabronił matce pytać nas o dzieci. Jak będzie, tak będzie.

Mamy dużo pracy, musimy budować karierę, radzić sobie z obowiązkami domowymi i tak dalej. Czy to nie jest logiczne? Wtedy teściowa się uspokoiła. Przynajmniej nie słyszałam od niej więcej pytań o nasze przyszłe dzieci.

Ale minęło trochę czasu i ciekawska Pani Elżbieta ponownie zaczęła zachowywać się dziwnie. Tym razem nie mówiła o dzieciach, lecz o tym jak się czuje jej jedyny syn. Czy nie jest chory, czy jest najedzony, czy niczego mu nie brakuje? I właśnie na tym się bardzo skupiła.

Zaczęła przychodzić do naszego domu nawet kilka razy w tygodniu. Przynosiła kaszę, kotlety, ziemniaki, gulasz i wiele innych domowych potraw. „Sama to gotowałam” - lubiła mawiać. O ile w przypadku osobistych zapytań Ignacy mnie wspierał, to na jedzenie mamy dosłownie rzucał się za każdym razem tuż po jej wyjściu. Całe szczęście, że przynajmniej był w stanie na to zaczekać.

Jesteśmy nowoczesną parą. Uważam, że mamy takie same prawa i obowiązki. Ja też mam pracę i chcę wiedzieć, że mój mąż nie jest leniwy. Zrobienie sobie czegoś na kolację, czy nawet przygotowanie śniadania, nie powinno być dla niego wyzwaniem. Osobiście gotuję dietetyczne dania. Jeśli mąż wraca później niż zwykle i jest głodny, zamawiam jedzenie z dostawą. Przez długi czas to się sprawdzało i byłam całkiem zadowolona z takiego podejścia.

Ale teraz widzę zmiany w zachowaniu mojego męża, w jego myśleniu, a nawet w jego wyglądzie. Ze względu na to, że ciągle podjada to co gotuje jego matka, wyraźnie przytył. Chciałabym przypomnieć, że nie ma jeszcze 32 lat i zawsze podobała mi się jego wysportowana sylwetka.

Do tego dochodzi zapach. Nie chodzi o Ignacego. Chodzi o to, że nie można od razu po ugotowaniu włożyć gorącej zupy czy kotlet do lodówki. Więc kuchnia wypełnia się wszystkimi możliwymi aromatami, dopóki jedzenie nie ostygnie. Wydaje mi się, że nawet w lodówce zaczyna śmierdzieć. Wdychanie tych wszystkich zapachów przed śniadaniem nie jest zbyt przyjemne.

Poprosiłam Ignacego, aby powstrzymał swoją matkę i przestał jeść w takiej ilości gołąbki i pierogi. Zamiast tego, jak się domyśliłam, zaczął chodzić do niej osobiście i spożywać jedzenie w tajemnicy przede mną. Po sześciu miesiącach takiego podejścia zmienił się nie do poznania. Zaczął nawet chrapać.

Musiałam na chwilę przejąć inicjatywę. Spotkałam się z teściową na niezobowiązującą rozmowę. Żałuję, że w ogóle wpadłam na ten pomysł. Spotkałyśmy się na neutralnym terenie, napiłyśmy się kawy, porozmawiałyśmy o różnych rzeczach. Postanowiłam wspomnieć o tym, że Ignacy ostatnio bardzo przytył. Zaskakujące jest to, że w domu odżywia się tak samo. Czy ona ma pomysł co mogło się zmienić?

Pani Elżbieta powiedziała mi, że przychodzi do niej, do swojej matki, by zjeść. Nie widzi w tym nic złego, ponieważ „w domu jest ciągle głodny”. Właśnie wtedy, gdy chciałam zauważyć, że jej syn jest już dorosły i teraz to ja jestem odpowiedzialna za to czym się odżywia, dodała następujące. Skoro mieszka ze mną i najwidoczniej ciągle jest głodny, to nic dziwnego, że nie ma ochoty na bliskość. „O jakich dzieciach można mówić, skoro zdrowie mu nie dopisuje i ciągle burczy mu w brzuchu?”.

Postanowiłam, że najwyższy czas skończyć to spotkanie, więc starałam się nie powiedzieć nic obraźliwego do teściowej. Ledwo się powstrzymałam. Nadal jesteśmy z Ignacym razem, całkiem dobrze nam się układa.

Aczkolwiek wiem, że od czasu do czasu jeździ do swojej matki na bułeczki czy pierogi. Tak jakby do innej kobiety... Powiedz mi, proszę, czy to oznacza, że jestem zazdrosna o jego matkę? Być może przesadzam.