Moja przyjaciółka Kasia niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko. Przyjaźnimy się od dziecka, wiele razem przeszłyśmy i byłam pewna, że zawsze będziemy się przyjaźnić. Ale wraz z narodzinami dziecka wszystko zmieniło się gorsze.

Kasia zaczęła rzadziej wychodzić z domu i prawie przestała o siebie dbać (choć przed ślubem była prawdziwą pięknością, czego jej trochę zazdrościłam). Przestałyśmy chodzić do kina, plotkować, robić zakupy i przesiadywać wieczorami w kawiarniach. Teraz Kasia narzeka tylko na to, jaka jest zmęczona i ciągle zajęta. Poświęciła się swojemu dziecku i przestała być zainteresowana czymkolwiek innym, w tym własnym małżeństwem.

Ostatnio postanowiłam do niej zadzwonić i zasugerować, że najwyższy czas się spotkać i zrelaksować. Zapytałam ją, czy chce iść do kina w ten weekend. Kasia odpowiedziała, że nie może - ma tyle do zrobienia w domu, a jej dziecko jest marudne i nie wytrzyma bez niej nawet godziny.

Zaczęłam ją przekonywać, mówiąc, że teraz są nowoczesne urządzenia: pralki, zmywarki, roboty sprzątające. Do tego jej mąż dobrze zarabia. Można zatrudnić nianię do dziecka albo poprosić o pomoc babcie. W końcu nadopiekuńczość jest nawet szkodliwa dla dzieci, trzeba pozwolić im na samodzielność i możliwość popełniania błędów nawet w takim wieku.

Ale Kasia nagle się rozgniewała. „Ty po prostu nie rozumiesz, co to znaczy być matką! - powiedziała. - Dziecko to nie tylko praca fizyczna, ale także ogromne obciążenie psychiczne. Cały czas się martwisz, myślisz o tym, żeby było mu dobrze, żeby dorastało zdrowe i szczęśliwe. To pochłania całą twoją energię. Nie mogę tak po prostu pójść i zostawić go z kimś innym. Nowoczesne urządzenia? Tak, pomagają, ale nie rozwiązują wszystkich problemów!”.

Zrobiło mi się nieprzyjemnie, gdy to usłyszałam, ponieważ chciałam pomoc jej zrozumieć na czym polega problem: moja najlepsza przyjaciółka, inteligentna i piękna, została nerwową gospodynią domową z brudnymi włosami i nadwagą, która ciągle myśli o pieluchach. Rozumiem, że nasza przyjaźń dla niej może nie być teraz priorytetem, jednak jej relacje z mężem również na tym ucierpiały.

Nie chciałabym, aby jej małżeństwo zostało zniszczone przez jej własną głupotę. Znam jej męża od dawna, jest wspaniałym człowiekiem i jeszcze nie narzeka, ale obsesja Kasi na punkcie dziecka najwyraźniej też mu się nie podoba. Nie można się zachowywać w taki sposób, wokół jest wiele innych problemów i innych ludzi, którzy też mają uczucia i nie wszyscy będą chcieli tolerować takie zachowanie.

Martwię się, że Kasia bardzo się zmieniła - i to wyraźnie nie na lepsze, zarówno pod względem wyglądu zewnętrznego, jak i charakteru. Nie jestem jedyną osobą, która to zauważa, ale inni wspólni znajomi bagatelizują problem i po cichu oddalają się od Kasi. Nie chcę spokojnie stać i obserwować, jak rujnuje sobie życie, ale nie wiem, jak do niej przemówić. Jest teraz bardzo drażliwa, a głos rozsądku został zagłuszony przez hormony.

Życzę mojej przyjaciółce jak najlepiej, ale nie wiem, jak jej pomóc. Boję się, że gdy ona sama zda sobie sprawę z istniejącego problemu, może być już za późno i poza rozpieszczonym dzieckiem w jej życiu nie będzie już nikogo...