Bardzo tego potrzebują!
Minister środowiska Nowej Południowej Walii Matt Kean wydał oświadczenie, w którym stwierdza, że dzikim zwierzętom uratowanym z pożarów grozi teraz śmierć głodowa - ogień zniszczył ich zasoby żywności. Nie ma i nie będzie pieniędzy na ich ratowanie, dlatego to wolontariusze muszą pomóc zwierzętom przetrwać ten trudny czas. Władze poszły na znaczne ustępstwa, otwierając niebo nad regionem, a pierwsze samoloty transportujące marchew i słodkie ziemniaki dostarczają właśnie swój ładunek do głodujących zwierząt.
To jest takie proste
Marchewka to podstawa, gdyż z pewnością spodoba się kangurom, głównym mieszkańcom regionu
Z powodu pożarów wiele dróg jest zablokowanych, dojazd i sprawdzenie zwierząt jest praktycznie niemożliwe. Droga powietrzna też nie jest bezpieczna, ale gdy wiatr rozwiewa dym, wolontariusze wylatują małymi samolotami, by dokarmiać zwierzęta. Siły powietrzne nie mogą być zaangażowane, wszystkie agencje rządowe są zajęte gaszeniem pożarów, więc jest tylko nadzieja na to, że ludzie, którym na tym zależy, będą mogli się tym zająć. Przy okazji właśnie oni kupują jedzenie, więc marchewki są myte, choć lepiej byłoby kupować hurtowo. Już zostało zrzucono około 3 tys. kg produktów spożywczych.
Oczywiście istnieje ryzyko, że ciężka marchewka może spaść na małe zwierzę, ale to nawet dobrze - będzie pokarm dla drapieżników, które też głodują. Jednak celem nie jest nakarmienie wszystkich i wszystkiego, ale pomoc zwierzętom w przetrwaniu najcięższego okresu do czasu aż nie będzie już pożarów. Aby zapobiec zmniejszeniu się populacji, aby wyciągnąć pomocną dłoń i aby się popisać, oczywiście. Zbiórka funduszy na „marchewki dla kangurów” trwa już pełną parą, ponieważ koale ich nie jedzą, a nikt nie wie, skąd wziąć ulubione liście eukaliptusa, skoro wszystko spłonęło.
Główne zdjęcie: storyfox